Ernie Ball MusicMan Bongo 4 HH
- świetnie wykonana
- wiosło z charakterem i sporą ilością możliwości
- świetnie przebija się w zespole na każdych ustawieniach
- lekka
- nowoczesny design
- brzmi mało naturalnie (dla wielbicieli elektroniki pasywnej)
- nowoczesny design (dla ludzi z innym gustem)
Specyfikację i zdjęcia modelu 4 HH, można bez problemu znaleźć na
www.music-man.com
Przygotowania:
Od kilku lat przymierzałem się do zakupu gitary ze średniej półki,
nadającej się zarówno do studia, jak i na występy live. Przymierzanie to
polegało głównie na odwiedzaniu sklepów muzycznych, znajomych i
nieznajomych basistów, którzy mieli te lepsze wiosła na stanie oraz
słuchaniu nagrań. Po ograniu kilkudziesięciu Fenderów, GMRów, Warwicków,
Mayonesów itd. byłem w kropce – żadna z nich brzmieniowo nie spełniała
moich wymagań. Nie jestem człowiekiem lubiącym przesadną uniwersalność, a
wręcz przeciwnie – lubię gdy gitara mimo kręcenia gałkami to w jedną to w
drugą, nawet na ekstremalnych ustawieniach zachowuje swój charakter.
Toleruję tylko aktywne wiosła, bo właśnie „syntetyczne” dla niektórych
brzmienie aktywa i możliwość stosowania różnych tekstur mi pasuje. Nie
lubię rozbrykanego dołu i warczącego środka. I można by tak wymieniać
jeszcze długo, ale wniosek był jeden – taka gitara nie istnieje. Opcja z
zamawianiem wiosła u lutnika to dla mnie randka w ciemno więc byłem w
kropce. W takim to właśnie stanie udałem się za granicę, gdzie sklepy
muzyczne to, w porównaniu z polskimi, kraina mlekiem i miodem płynąca. I
właśnie tam ukazała się ona.
Pierwsze wrażenie:
Wisiała na wieszaku i niemo krzyczała „weź mnie, weź mnie”. Pierwsze
starcie z Bongo to loteria – albo jesteś zachwycony jej wyglądem, albo
odwracasz wzrok powstrzymując pawia. Ja należę do tej pierwszej grupy.
Podszedłem bliżej i moim oczom ukazał się napis MusicMan. Wtedy walnąłem
się otwartą dłonią w czoło i uświadomiłem, że nie miałem jeszcze w
łapach żadnego produktu Ernie Balla. Oderwałem wzrok od Bongo i poszedłem
na półkę Stingrayów, testując je z zapałem. Wrażeń przybliżać nie
będę, ale byłem pod wielkim wrażeniem i powiedziałem sobie, że znalazłem
moje wymarzone wiosło. Jednak już wychodząc ze sklepu, rzuciłem okiem na
smutne, porzucone Bongo. I postanowiłem dać mu pięć minut. Już zdejmując
gitarę z wieszaka zostałem pozytywnie zaskoczony – jest ona o niebo lżejsza
od Stingraya. Jakość wykonania sprzętu nie budzi żadnych, nawet
najmniejszych zastrzeżeń, nic się nie chwieje, nie odstaje, potencjometry i
klucze chodzą wręcz aksamitnie. Siodełko jest specjalnie zaprojektowane aby
pozbyć się problemu starszych Stingrayów z lekko niestrojącymi granymi
harmonicznie tercjami. Poprosiłem o pasek i o combo do testów, w
międzyczasie kucając i grając na sucho. Gryf jest dość wygodny, choć jak
dla mnie mógłby być minimalnie szerszy, bo mam dość długie palce, wiosło
jest też bardzo dobrze zbalansowane w graniu na stojąco – na siedząco dolne
skrzydło lekko uciska nogę. Lipa jest bardzo specyficznym, brzmiącym
środkowo drewnem, także byłem niezbyt zachwycony z tego co usłyszałem.
Muszę jednak przyznać, że mimo to korpus rezonował jak trzeba, także
wybrzmienie było na poziomie. Wtedy uprzejmy pan sprzedawca zaprosił mnie w
miejsce gdzie stało ładne, niewielkie combo G-K.
Brzmienie:
Nie spodziewałem się, że po ogrywaniu kilku Stingrayów w różnych
konfiguracjach jakiś MusicMan mnie jeszcze zaskoczy. Szczególnie, że
podstawowe brzmienie Bongo (z gałkami na 0) jest mało mi odpowiadające i
raczej bliższe Precision Bassom. Mamy tu sporo dołu i środka (zwłaszcza
dolnego). Mając w pamięci nagrania Dave’a LaRue i Tony’ego Levina byłem
lekko zawiedziony. No ale postanowiłem pohulać gałami. Lekkie podbicie góry
i ścięcie dolnego środka i byłem w domu. Wiosło odezwało się niezwykle
agresywnie, ale na swój sposób. Oczywiście owa agresja bardziej
przypominała Stingraya niż Warwicka (dzięki Bogu), ale nie był to Stingray+
tylko pewna nowa jakość. A to dlatego, że w paśmie środkowym Bongo, w
przeciwieństwie do jego starszego kolegi, naprawdę dużo się dzieje. W
zasadzie nawet kiedy jest ono całkiem wycięte to słyszalnie utrzymuje
charakter wiosła. Zacząłem więc zabawę z gałkami na całego. Podbicie
basu jest niesamowite. Z małego 12-calowego głośniczka zaczęły wydobywać
się głębokie dubowe dźwięki trzęsące portami. Bas jest niesamowicie
selektywny nawet przy maksymalnym podbiciu niskich częstotliwości. Znacznie
później, w salce prób, grając na Bongo z mocno podbitym basem
zezłomowałem combo Kustoma. Swoją drogą już więcej się tam nie
pojawiłem. Z kolei z górą trzeba uważać, zbyt duże podbicie powoduje, że
dźwięk staje się zbyt klaszczący i, według mojej preferencji, mało
użyteczny. Co ciekawe jak ekstremalnie nie ustawiłbym pokręteł, wiosło
ciągle brzmiało dobrym, równym dźwiękiem. Chciałbym tu jednak zaznaczyć,
że wiosło ma brzmienie mocno syntetyczne, zwłaszcza w porównaniu do wioseł
pasywnych. Grając prawie czuje się, jak pracuje układ elektroniczny. Mimo to
za charakter odpowiada w znacznym stopniu „środkowa” decha.
A tu mamy świetnie oddającą powyższe próbkę:
www.youtube.com/watch?v=CgUwD9e8uNM
Podsumowanie:
Wychodząc ze sklepu miałem ograną większość instrumentów, o których
wcześniej prawie nie wiedziałem że istnieją (Lakland, G&L). Mój wybór
padł jednak na MusicMana. Byłem szczerze pod wrażeniem Stingraya i Bongo. I
wciąż miałem dylemat. Rozwiązałem go bardzo prosto – rzuciłem monetą i
padło na Bongo. Stingraya kupię za rok.
- świetnie wykonana
- wiosło z charakterem i sporą ilością możliwości
- świetnie przebija się w zespole na każdych ustawieniach
- lekka
- nowoczesny design
- brzmi mało naturalnie (dla wielbicieli elektroniki pasywnej)
- nowoczesny design (dla ludzi z innym gustem)
Załączniki
Wiesz po co są te ikonki?
Komentarzy: 30
- to raczej chodzi o pickup z ceramicznymi magnesami. Znam człowieka, któremu
nie podobał się ten aktywny składnik w Stingrayu 5, więc wyjął preamp,
wyprowadzając sygnał z przystawki prosto na gniazdo. Odpadła możliwość
regulacji, i trochę spadł poziom sygnału, ale sound zasadniczo ten sam.
Wymienił pickup na alnico, od razu odezwało się ładnie, pasywnie. Również
po ponownym wstawieniu preampu. To właśnie inny rodzaj magnesów daje tę
syntetyczną teksturę zwłaszcza niskośrodkowemu pasmu. Mnie się ona akurat
niespecjalnie podoba, choć w miksie potrafi się sprawdzić. - a ja jestem zadowolony zarówno z wyglądu jak i z brzmienia.
dwie wady ma, , które mnie zaczynaja coraz bardziej wkuriwac:
1. jak gram siedzac to wiosło wbija mi się w prawa noge i po chwili trochę to
boli.
2. dwie baterie i szlag je trafia ZA JE BI SCIE szybko. nawet się zastanawialem
czy nie robie czegoś zle, ale nie wpadlem na zaden madry pomysl. jakieś
sugestie?:) zastanawialem się nad akumulatorkami, ale nie wiem jak to się
sprawdzi...
pozdrawiam.
tb