Guy Pratt

osoby guy pratt
Guy Pratt osiągnął rozgłos, współpracując z takimi artystami jak David
Gilmour, Pink Floyd, Roxy Music oraz The Orb. Znakomity basista 😉

Podziel się swoją opinią
vintagebassPL
vintagebassPL
Artykuły: 4

12 komentarzy

  1. @PSIexample: JB z dwoma gałami?

    też na to spojrzałem, hmm, może 2x vol?, w sumie ja np wywaliłem pot tone
    (odlutowałem) i jest wg mnie o niebo lepiej

  2. Tam są cztery a nie dwie gały. To jest Jazz Bass z początku lat 60, jedna z
    dwóch „Betsy” 😉

  3. Lubię ale wolę Wodnistego Rodżera. Roger ma głowę i jaja na karku, a
    Paratt i PF mi średnio podchodzi

  4. No właśnie problem w tym, że nie miał i Floydzi dobrze wyszli grając z
    Prattem 😛

    Ale koncert z Live8 jest magiczny! Ale to, co robi Pratt na płytach i
    koncertach Davida zasługuje na megauznanie 🙂

  5. Zależy od człowieka. Mi się podoba gra Watersa jest bardzo prosta. Jak bym
    miał do wyboru grania w progresywnym zespole różnymi technikami (Pratt np.
    solo basowe z Money na PULSE) lub granie 4 ćwierćnut kostką (Waters) Wybrał
    bym granie kostką. Właśnie mi się podobało to jak Waters był w Pink Floyd
    w latach 70-80 jak na scenie byli ci czterej muzycy nie powalający
    umiejętnościami potrafiący oczarować każdego. Jak dla mnie Pink Floyd to
    tylko Gilmour, Waters, Mason, i śp. Wright. Szanuje Pratta, ale zdania nie
    zmienie

  6. Cóż, Pratt też żadnych cudów nie odczynia. Solówki z Money do dziś się
    wstydzi o ile dobrze pamiętam 😛 Całe szczęście, że chłopaki z zespołu
    uznali, że bez Watersa Pink Floyd to nadal Pink Floyd i nagrali kilka
    rewelacyjnych albumów. Chociaż sam też bardzo często stosuję Watersowską
    filozofię grania, to jednak mam ogromne uznanie dla zespołu za to, że nie
    zakończyli działalności po odejściu Rogera. Dzięki temu powstało dwa razy
    więcej dobrej muzyki, bo przecież Roger solowo cały czas działa.

  7. Też jestem rad że nadal grali bo w sumie jak miał Waters zostać jak chciał
    rządzić.

  8. Wystarczy posłuchać solowych płyt Watersa i Gilmoura, aby wyobrazić sobie
    jak brzmiałyby kolejne albumy pod przewodnictwem Watersa. Brzmiałyby prawie
    jak solowy Rogers – Ściana w końcu jest bardzo do nich zbliżona. Z kolei
    solowy Gilmour (przynajmniej z ostatniej płyty) brzmi bardzo
    późnofloydowo.

    Osobiście uznaje rozłam w PF za najlepsze co im się mogło zdarzyć. Dzięki
    temu powstały dwa albumy, które stoją u mnie na szczycie listy ulubionych:
    „Division Bell” i „Amused to Death”. Solowego Gilmoura stawiam zdecydowanie
    niżej, chociaż i tak lubię.

    No dobra – to wkońcu wątek o Pracie – to właściwy człowiek na właściwym
    miejscu.

Możliwość komentowania została wyłączona.