Czytacie z nut czy z tabulatury ?

1963-b2d444afd374669c.

2195-how-about-no-bear.
Gram na basie 3 miesiące, i mam zamiar nauczyc się grać z nut, ale z drugiej
jednak strony, po co mi się to przyda ? A Wy gracie znut czy z tabulatury ?

Podziel się swoją opinią

165 komentarzy

  1. @DAreios cholernie mądry post !

    Uważam za bzdurę twierdzenie ,że przez brak znajomości czytania z nut nie
    można skomponować z utworu

    Same nuty na pewno pomogą w zrozumieniu samego utworu np. przez zespół
    który chce scoverować utwór (choć gitarzyści/basiści daliby rade jeszcze
    z tabów).

    A sam czytam z tabów na razie ,a nutek powoli się uczę 😛

  2. Nuty są rzeczywiście uniwersalne i na co dzień to właśnie z nich korzystam
    ale podczas grania na weselach korzystam z materiałów, które wcześniej
    oczywiście mam przygotowane i są w nich zarówno nuty jak i taby, wynika to z
    tego, że jak się gra ponad 100 kawałków (do tego dochodzi też zmęczenie
    po kilku godzinach) to taby bardzo się przydają. Ja bardzo długo byłem
    przeciwnikiem tabulatury ale zmieniłem zdanie właśnie w momencie gdy
    zacząłem grać na weselach.

  3. Trzeba trochę rzeczy tradycyjnie naprostować

    @DAreios: Zapis nutowy jest o wiele starszy dzięki temu o wiele bardziej rozwinięty i trudno z tym się kłócić. Takie są fakty.

    No niestety ale walisz bzdurę nawet bez sprawdzenia. 30 sekund na wiki i
    wiedziałbyś, że obecny system zapisu nutowego pochodzi z początku wieku
    XVIII, a tabsy funkcjonowały już na lutnię od wieku XV (źródło:
    http://www.pl.wikipedia.org/wiki/Tabulatura ; jeśli chodzi o nuty na chór to jest
    zupełnie inna kwestia, zresztą radzę pooglądać nuty wielogłosowego zapisu
    nutowego a zapis jaki używa się dla instrumentów). Takie są fakty. Kwestia
    historyczna była wykładana kilkakrotnie tutaj, mnie to zwisa i powiewa, ale
    mamy kilku wrażliwych na tym punkcie, którzy, gdyby jeszcze na basoofkę
    wchodzili, to by się oburzyli 😉 ale, że nieobecni głosu nie mają…

    @DAreios: Aczkolwiek uważam że dla początkujących lepsza jest jednak tabulatura. Dzięki niej młody grajek może praktycznie od razu zagrać kawałek swoich idoli (no może nie każdy bo umieć przeczytać a umieć zagrać to dwie różne rzeczy ale wiecie o co mi chodzi), to bardzo motywujące do dalszej nauki. Sam pamiętam jak za dzieciaka brałem gitarę i nie znając nawet nazwy dźwięków na gryfie ani nawet nazw dźwięków na pustych strunach dzięki tabom udawało mi się zagrać jakąś znany mi riff. To sprawiało naprawdę nieopisaną frajdę. A teraz pomyślcie sobie że gdyby nie taby taki młody człowiek musiałby spędzić godziny nad teorią, nad zapamiętaniem nazw dźwięków i ich umiejscowienia na gryfie a dopiero potem by cokolwiek z tego zagrał.

    […]

    Więc może taby nie tyle rozleniwiają co zachęcają? No, chyba że wychodzimy z założenia że gitara, czy to basowa czy jakakolwiek inna jest tylko dla wybrańców, którzy ucząc się nut dowodzą że są godni grać na instrumencie, ale to już zakrawa na snobizm.

    Godziny? Kolega kiedykolwiek trzymał książkę Popławskiego w ręku?
    Przecież wyłożone tam wsio jaka kawa na ławę… Ale dobra, powiedzmy, że
    jestem dziwak, reszta siada i czarna magia, co jak gdzie i kiedy z czym
    posklejać, panie, nie wiadomo. Sam byłem kiedyś młodym gniewnym, że po co,
    mam przecież guitar pro 3 i pentium 166. Ale przyszedł czas i trafiła kosa
    na kamień, a dokładniej – chciałem wiedzieć jak to działa. Co oznacza taki
    krzaczek, a co oznacza taki. Grałem już dobrze, parę latek przybyło. Jednak
    moja niewiedza powodowała dużą frustrację – oto musiałem znów raczkować,
    wrócić do podstaw, grania ćwiartek i ósemek, banalnych pochodów. Może
    więc warto sobie uzupełnić tę widzę na starcie, niż potem przeżywać
    wtóre frustracje?

    Jeśli taby zachęcają do grania to chwała im za to. Mnie same taby nigdy nie
    zachęciły, tab bez muzyki jest jak sedes bez srajtaśmy. Ale ok, jeśli
    kogoś poza kolegą takie tabsy zachęciły to nie rzeknę już słowa w tej
    kwestii. A jako zgred rzucę tylko to: jeśli chcesz zajechać gdzieś dalej
    niż do pobliskiej remizy czy pubu a nie zapowiada Ci się na założenie
    drugiej Metallici, Vadera czy DeMono, to naucz się tych głupich nut, chociaż
    na tyle, byś był w stanie coś wydukać bez pomocy komputera. Nieznane są
    wyroki boskie.

    @DAreios: W moim przypadku jest tak że biorę gitarę do ręki i zaczynam coś grać. Jak mi się spodoba jakiś fragment to go rozwijam i od razu włączam albo dyktafon albo podłączam gitarę do komputera aby jak najszybciej zarejestrować myśl bo za 5 minut mogę już jej nie pamiętać. Przy graniu nie zastanawiam się nad dźwiękami, czy jest A czy C, tylko po prostu gram na czuja, tak jak wyobrażam sobie melodię. I myślę że to jest niezbędne do komponowania – wyobraźnia muzyczna, a nie znajomość takiego czy innego zapisu dźwięków.

    I bardzo fajnie, że tak robisz. Ale ok, robisz kawałek, masz pomysł na
    wokal, np. z pięknowłosą koleżanką z liceum, zapraszasz ją do siebie
    (gumki już kupione na po), prezentujesz jej utwór, prosisz o wykonanie z
    Tobą, koleżanka próbuje i lipa, nie daje rady wyśpiewać np niskiego C.
    Prosi o podniesienie tonacji. Co robisz? Czy w takim wypadku wysokość
    dźwięku nie nabiera znaczenia?

    Zauważ, że każdy numer możesz zagrać w każdym rejestrze instrumentu.
    Wypadkowa jaki to będzie dźwięk to kwestia zależna od wielu innych
    czynników jak brzmienie na przykład.

    @DAreios: A może chodzi nie o samą znajomość nut przy komponowaniu a ogólnie o teorię muzyki? Cóż jak dla mnie kompozytor który przy komponowaniu utworów nie kieruje się swoją fantazją tylko teoriami przyjętymi setki lat temu, który rozwijając jakąś melodię nie patrzy na swoją wizję, tylko tego jak to powinno iść wg przyjętych zasad to dla mnie jest rzemieślnikiem.

    Podstawowa wiedza z teorii muzyki typu: metrum, wartości rytmiczne, tempo,
    pauzy, takty, zwrotka, refren, przejście itd jest chyba elementarna w
    komunikacji między muzykami.

    Rzemieślnik to człowiek myślący, który wyrobił sobie pewne umiejętności
    w wyniku wieloletniej pracy i długich studiów nad daną materią. Dzięki
    temu potrafi odtworzyć rzeczy piękne, ale tworzy też korzystając z własnej
    kreatywności. W wyniku długotrwałej pracy jego kreatywność nie jest
    ograniczona barierami niskich umiejętności, potrafi zapanować nad własnymi
    rękoma i przelać, czy to na papier, szkło, drewno, czy poprzez muzykę
    dokładnie to, co chce przekazać.

    Jeśli ktoś jedzie utartym szlakiem bez żadnego myślenia to jest to
    odtwórca.

    @DAreios: Ktoś tu też napisał, że można kiedyś trafić do zespołu w którym dostanie się rozpiski w nutach i będzie wstyd. Cóz, gdybym kiedykolwiek trafił do zespołu w którym ktoś mi daje w jakiejkolwiek formie, czy to nutowej, czy to tabulaturowej to co mam grać to bym w tym samym momencie ten zespół opuścił.

    1. Jest to wyjście z założenia: gram tylko hobbystycznie. A na forach
    przewijają się też zawodowcy, którzy dostają konkretną partię do
    zagrania, kompozytor ma taki a taki zamysł i chciałby to zrealizować wedle
    jego własnego gustu. Zapis nutowy jest tutaj szybkim (przy obustronnej
    znajomości języka) sposobem przekazu myśli. To są, jak kolega ich
    pogardliwie nazywa, rzemieślnicy. Wydaje mi się jednak, że kolega myli
    chałturników z rzemieślnikami, to POWAŻNA różnica.

    2. Zapis nutowy wykorzystywany w muzyce rozrywkowej różni się od zapisu
    klasycznego. Ten pierwszy jest zdecydowanie uproszczony i wymaga znacznie
    skromniejszej wiedzy. Masz to podane np. symbol akordu + wartość rytmiczna +
    koda itp..

    3. Załóżmy:

    Jest was czterech, kolega gitarzysta miał sen w nocy, chce zrobić numer tak a
    tak, ma konkretne wizje co do wszystkiego, prosi was by zachować taką a taką
    formę. Przekłada Ci pewną formułe typu: tu graj ósemkami. To co, z
    założenia to pier…, mówisz do gościa „żryj gruz” i opuszczasz
    zespół?

    Ma kolega sporo racji – dla chcącego nic trudnego, bez zapisu muzyk jest się
    w stanie obyć, naprawdę. Wojtek P. jest przykładem człowieka, który
    żadnej szkoły nie skończył, nut nie zna (nie znał, nadrobił braki) a gra
    i to jak. Ale proszę nie jechać po bandzie w drugą stronę, jakoby zapis
    nutowy był czymś co człowieka ogłupia, otumania i zamyka w schematyczne
    ramki. Niech kolega zje trochę chleba z niejednego pieca, pogra gdzieś dalej
    niż w pobliskim pubie i własnej próbowni, niech wyskoczy na jedne czy drugie
    warsztaty muzyczne, a potem niech skonfrontuje co tutaj napisał z tym, co
    będzie miał w głowie po różnych doświadczeniach. Nie chcę stawiać
    siebie tutaj jako alfy i omegi, ale sam po sobie wiem, że spojrzenie na pewne
    rzeczy zmienia się przez pryzmat czasu.

    Przypomina mi się tutaj jedna z piosenek T.Love, a dokładniej werset z niej:
    „Nie ćwiczę gam, nowej demokracji”. Ten sam człowiek w tym roku uczył się
    bicia swingowych ósemek by nagrać najnowszy album „Old is Gold”, co sam
    przyznaje w wywiadzie.

    Po męce z postem kolegi zdałem sobie sprawę, że żadnych nutek nie
    czytałem dawno. Idę coś wygrzebać z szafy, co by sobie trochę oczy stare
    odświeżyć.

  4. „No niestety ale walisz bzdurę nawet bez sprawdzenia. 30 sekund na wiki i
    wiedziałbyś, że obecny system zapisu nutowego pochodzi z początku wieku
    XVIII, a tabsy funkcjonowały już na lutnię od wieku XV „

    No to się lekko pomyliłem, ale moja wypowiedź sprowadza się do tego że po
    prostu nuty są bardziej rozwinięte i przez to o wiele bardziej
    precyzyjne.

    „Godziny? Kolega kiedykolwiek trzymał książkę Popławskiego w ręku?
    Przecież wyłożone tam wsio jaka kawa na ławę… Ale dobra, powiedzmy, że
    jestem dziwak, reszta siada i czarna magia”

    No kawę na ławę, ale jak masz gówniarza którym sam kiedyś byłem, który
    wie że najgrubsza struna w klasyku to E, a trzecia od góry to D – i wie to
    tylko dlatego że mu pękła, to serio sądzisz że ot tak po przeczytaniu paru
    zdań będzie w stanie grać z nut kawałki swoich idoli? Będzie musiał sobie
    podpisywać dźwięki i zapamiętać ich pozycję na gryfie. Ok, coś zagrał.
    Ale znudziło mu się i patrzy na inny kawałek… znowu to samo. A tak patrzy
    na taby, ma kropki na progach i gra. I jest podekscytowany tym że zagrał coś
    czego wcześniej słuchał, że mu cokolwiek wyszło. Rozumiesz o co mi
    chodzi?

    „tab bez muzyki jest jak sedes bez srajtaśmy”

    No fajnie, ale czy ja piszę o graniu bez muzyki? Jak masz dzieciaka który
    dostał na gwiazdkę gitarę to on nie zacznie od standardów jazzowych
    których nigdy nie słyszał, tylko prawdopodobnie będize chciał grać to
    czego słucha, to co sprawiło że w ogóle zechciał mieć gitarę. Poza tym
    jaki jest sens nauki gry bez porównania z oryginałem? W jaki sposób będzie
    wiedział czy dobrze zagrał, czy dobrze odczytuje nuty? Tak czy inaczej muzyka
    powinna być. Wg mnie oczywiście

    „Ale ok, robisz kawałek, masz pomysł na wokal, np. z pięknowłosą
    koleżanką z liceum, zapraszasz ją do siebie (gumki już kupione na po),
    prezentujesz jej utwór, prosisz o wykonanie z Tobą, koleżanka próbuje i
    lipa, nie daje rady wyśpiewać np niskiego C. Prosi o podniesienie tonacji. Co
    robisz? Czy w takim wypadku wysokość dźwięku nie nabiera znaczenia?”

    Przy growlingu problem odpada 😉

    Ale kumam o co chodzi. Co bym zrobił w takiej sytuacji? Poprosił aby nie
    dublowała linii gitary tylko stworzyła własną linię. Albo bym przestroił
    gitarę (bo skoro kawałek skomponowałem wykorzystując puste struny to
    podniesienie tonacji bez tego zabiegu będzie technicznie niewygodne). Ja
    mówię o komponowaniu melodii, tak mi w głowie grała i to że ktoś nie
    wyrabia wokalnie nie sprawi że zmienię koncepcję.

    PS. nie mam koleżanek z liceum, mam 26 lat.

    „Rzemieślnik to człowiek myślący, który wyrobił sobie pewne
    umiejętności w wyniku wieloletniej pracy i długich studiów nad daną
    materią. Dzięki temu potrafi odtworzyć rzeczy piękne, ale tworzy też
    korzystając z własnej kreatywności. W wyniku długotrwałej pracy jego
    kreatywność nie jest ograniczona barierami niskich umiejętności, potrafi
    zapanować nad własnymi rękoma i przelać, czy to na papier, szkło, drewno,
    czy poprzez muzykę dokładnie to, co chce przekazać.”

    Jak ja komponuję to nie patrzę na to czy jest zgodne z taką czy inną
    teorią. Ma się podobać przede wszystkim MNIE SAMEMU. Ja nie twierdzę że
    nuty są zbędne, to tylko moje drobne powątpiewanie że ich znajomość jest
    niezbędna do skomponowania czegokolwiek.

    „Jest to wyjście z założenia: gram tylko hobbystycznie. A na forach
    przewijają się też zawodowcy, którzy dostają konkretną partię do
    zagrania, kompozytor ma taki a taki zamysł i chciałby to zrealizować wedle
    jego własnego gustu. Zapis nutowy jest tutaj szybkim (przy obustronnej
    znajomości języka) sposobem przekazu myśli. To są, jak kolega ich
    pogardliwie nazywa, rzemieślnicy. Wydaje mi się jednak, że kolega myli
    chałturników z rzemieślnikami, to POWAŻNA różnica.”

    I dlatego też pisałem o sobie. Gram tak jak napisałeś czysto hobbystycznie,
    sam w domu, nie mam kapeli i nie mam czasu jej mieć. Dlatego pisałem że dla
    mnie znajomość nut jest raczej zbędna i to nie sprawia że czuje się gorszy
    od nutowców.

    „Jest was czterech, kolega gitarzysta miał sen w nocy, chce zrobić numer tak
    a tak, ma konkretne wizje co do wszystkiego, prosi was by zachować taką a
    taką formę. Przekłada Ci pewną formułe typu: tu graj ósemkami. To co, z
    założenia to pier…, mówisz do gościa „żryj gruz” i opuszczasz
    zespół?”

    NIgdy nie spotkałem się z takim podejściem podczas komponowania kawałków w
    kapelach grających muzykę którą sam gram. Jak się komuś coś przyśniło
    to przynosi riff na próbę, gra i czeka aż się inni podłączą. Jakby
    chciał abym zagrał to ósemkami to mogę to zagrać ósemkami, chociaż
    prawdopodobnie najpierw sam by mi to zagrać bo nie mam w głowie czasu trwania
    poszczególnych nut i mógłbym się nie wstrzelić. Ale co innego jakby mi
    przynosił zapisaną pięciolinię z melodiami którą mam grać. I to nie
    istotne czy by mi to napisał nutami, tabami czy zagwizdał, jak chce żebym
    stał z boku i realizował jego wizje to niech poszuka innego kandydata.

    „jakoby zapis nutowy był czymś co człowieka ogłupia, otumania i zamyka w
    schematyczne ramki.”

    Ja nie mówię że tak jest, ale jestem zdania że nuty i teoria ma służyć
    muzyce a nie muzyka teorii i nutom. Cały czas piję do poglądu, że trzeba
    znać nuty aby komponować, w tym kontekście powinieneś to rozpatrywać. Jest
    wielu ludzi którzy czytają nuty lepiej niż rodzimy język, a od 20-30 lat
    piłują cudze „kawałki” i nie skomponowali niczego swojego. Natomiast znam, a
    raczej znałem dużo ludzi którzy nut nie znali, podpinali gitarę do pieca i
    sypali nowymi riffami

    Staram się nie deprecjonować roli nut w muzyce, tylko raczej oponować do
    postawy starego nauczyciela muzyki który wali linijką po łapach za jakieś
    braki teoretyczne

  5. @DAreios:
    Staram się nie deprecjonować roli nut w muzyce, tylko raczej oponować do postawy starego nauczyciela muzyki który wali linijką po łapach za jakieś braki teoretyczne

    Wyglądało inaczej, stąd trochę się napracowałem nad postem 🙂 w takim
    razie Twoje zdrowie i spokojnego wieczoru 😉

  6. Ja dopiero zaczynam swoją przygodę z gitara basówą. Zaczynam z książką
    Popławskiego. Przygotowanie teoretyczne mam, bo grałem na klawiszu. Więc
    nuty znam i uważam, że do grania różnorodnego materiału znajomość nut
    jest niezbędna.

    I jeszcze jedna kwestia. W którymś z postów Tubasa znalazłem genialną
    podpowiedź. Otóż warto wiedzieć, która nuta na pięciolinii to F, G, czy
    H. Ale o wiele istotniejszą kwestią jest wiedzieć, gdzie ta kropeczka na
    pięciolinii jest na naszym gryfie. Wtedy gramy to, co widzimy na kartce, bez
    „czytania” pięciolinii po nutce. Jeśli patrzę na nuty, to wiem, gdzie jestem
    na gryfie. Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodzi 🙂

  7. O ile nuty uważam za przydatne, ale niekoniecznie niezbędne, to dźwięki na
    gryfie to absolutna podstawa. Z resztą już na pierwszej czy drugiej lekcji
    rozpisywaliśmy z nauczycielem ściągawkę gdzie i jaki dźwięk się
    znajduje. Niedługo potem zostałem bez nauczyciela, gdyż nie miał on czasu
    na nauczanie mnie i kształciłem się na własną rękę.

    Swojego czasu sam uważałem że „na ch*j mi teoria, mogę grać bez niej”. W
    zasadzie tylko dźwięki na gryfie ogarniałem, czułem podskórnie, że mogą
    się przydać kiedyś. Później odczuwałem, że przez taką ignorancję
    jestem w tyle i nie rozwijam się tak, jakbym mógł. Leci mi teraz drugi
    roczek w jazzowej szkole muzycznej. Zastrzyk teorii pozwala mi się stale
    rozwijać. Dzięki niej gamy i skale modalne nie są tajemnicą, mogę zrobić
    z nich swobodnie użytek, improwizować. Nagle riffy zaczęły się kleić bo
    wiem, że siedzą w tonacji, już nie muszę wymyślać nic na czuja i
    zastanawiać się „dlaczego ten dźwięk tutaj brzmi fałszywie”.

    Nie rozumiem twojego podejścia, że ktoś nie ma prawa zasugerować ci jak
    masz grać. W moim zespole nikt nie obraża się jak powiem jak według mnie ta
    zagrywka brzmiałby lepiej. Po prostu szanujemy się nawzajem, a ja szanuje
    chłopaków za to, że mam jako członek sekcji rytmicznej bardzo dużo do
    powiedzenia w kwestiach muzycznych, wręcz jestem autorem 90% riffów 🙂 Nie
    zapominaj, że grasz w ZESPOLE a nie w swoim solowym projekcie. Z twoim
    podejściem polecam nauczyć grać na kilku instrumentach i nagrać wszystko
    samemu jak na przykład Burzum. W zespole gra się wspólnie, a nie każdy dla
    siebie i wszystko ma się ładnie kleić. A nóż czyjaś wizja partii basowej
    będzie lepsza od twojej? Nikt nie jest przecież alfą i omegą swojego
    instrumentu. W radach nie ma nic złego, pozwalają nawet popatrzeć na muzykę
    z cudzej perspektywy i wyciągnąć jakieś wnioski. Bo nie ma chyba nic
    gorszego niż zadufanie się w sobie i usilne twierdzenie, że moje partie są
    niepodważalne.

    Bless

  8. Ostatnio wziąłem się konkretniej za naukę czytania nut i jest jeden tekst,
    który mi się w tym temacie bardzo spodobał: „Są ludzie, którzy żałują,
    że nie nauczyli się czytać nut, ale nie znam żadnej takiej, która by
    żałowała, że poświęciła na to czas”

    Poza tym mam nadzieję, że ogarnianie nut, połączone z jakimiś przyzwoitymi
    materiałami do teorii muzyki (które, naturalnie, też operują na nutach),
    pozwoli mi lepiej zrozumieć instrument i to co się z nim robi, a to by było
    dla mnie bardzo cenne 😉

  9. @nietaki: Ostatnio wziąłem się konkretniej za naukę czytania nut i jest jeden tekst, który mi się w tym temacie bardzo spodobał: „Są ludzie, którzy żałują, że nie nauczyli się czytać nut, ale nie znam żadnej takiej, która by żałowała, że poświęciła na to czas”

    Poza tym mam nadzieję, że ogarnianie nut, połączone z jakimiś przyzwoitymi materiałami do teorii muzyki (które, naturalnie, też operują na nutach), pozwoli mi lepiej zrozumieć instrument i to co się z nim robi, a to by było dla mnie bardzo cenne 😉

    Dokładnie.

    Tyle, że niektórym nie przetłumaczysz tego na język polski.

  10. Dodam od siebie, że tabulatury rozleniwiają, natomiast nuty skłaniają do
    kombinowania w różnych pozycjach. Jeśli używacie Guitar pro czy TuxGuitar
    warto wyłączyć podgląd tabulatury w trakcie nauki by nie oszukiwać ;),
    ewentualnie czasem tyko zerkać kiedy sprawy zbytnio się skomplikują.

    Pozdrawiam,

    Arecki

  11. Chwytam się za instrumenty jakieś pięc lat, na basie 4. Zaczynałem od
    klasycznej gitary w prywatnej szkole muzycznej, obecnie jestem w drugim stopniu
    państwowej szkoły (II klasa) na fagocie zatem nut uczę się od samego
    początku (dochodzi jeszcze fortepian obowiązkowy, solfeż…). W
    międzyczasie oczywiście grałem w różnych zespołach blues-rock i power
    metal (tak tak, ogień i woda 😉 ). Co do nut i komponowania: myślę, że
    autor stwierdzenia, że bez nut nie da się komponować mógł mieć na myśli
    to, że brak ich znajomości rzeczywiście ogranicza w tych kwestiach.
    Chociażby cytowany wyżej Paul McCartney, który do owego Yesterday nie
    dopisał jakże ważnej sekcji smyczkowej, bo nie umiał, musiał kto inny.
    Można spokojnie powymyślać riffy, funkcje, na klawiszach można na dwie
    ręce polecieć i temacik dograć i nuty będą zbędne. No ale jak zechcę
    sobie dopisać flet, który by mi miał dograć jakiś muzyk sesyjny no to
    lipa.

    Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną cechę nut. Oczywiste jest, że
    tabulatury zawsze istnieją w połączeniu z muzyką. Nuty przeciwnie – w
    przypadku klasycznych utworów jest mnóstwo zapisów nutowych utworków,
    których najciemniejsze zakątki youtube nie widziały. I tu jest haczyk –
    nuty, mimo, że są w miaaarę ścisłym zapisem to jednak pozostawiają
    odtwórcy duże możliwości interpretacyjne – gdzie sobie zmienię dynamikę,
    co zaakcentuję etc. No wiadomo, gdyby było inaczej to konkurs Chopinowski i
    granie tych samych utworów nie miałby sensu. Wg mnie, moja muzykalność
    wzrosła między innymi dlatego, że, w wyżej wspomnianej szkole, rozczytuję
    cały czas jakieś nowe utworki, myślę nad frazami, nad charakterem. Potem
    przychodzę na próbę zespołu i czuję, jak wiele mogę zrobić z
    najprostszymi dźwiękami. Dlatego myślę, że daleko jest od nut do
    ograniczania się. Wystarczy zresztą popatrzeć na warsztat tych muzyków
    klasycznych, którzy grają tylko cudze utwory.

    W ogóle według mnie nuty niosą ze sobą niemało wartości edukacyjnych a
    nauczenie się ich to naprawdę nie jest problem. Nie chodzi nawet o to, żeby
    cały czas trzaskać i rozczytywać coś i zapisywać. To po prostu porządkuje
    pewne rzeczy w głowie, rytm, tonacje itd. No i łatwiej jest wtedy kształcić
    słuch – pisać sobie dyktanda (to zupełnie co innego niż uczenie się
    kawałka ze słuchu z instrumentem w łapach), śpiewać solfeż, rozpoznawać
    akordy itd. Ale wiadomo – wszystko zależy od ambicji i potrzeb. To wszystko
    niewątpliwie nie jest konieczne i można napisać świetne rzeczy bez tego. No
    i taki McCartney pomimo nieznajomości zapisu jednak musiał mieć pojęcie o
    podstawowych strukturach w muzyce i niewątpliwie odznaczał się niemałą
    muzykalnością od młodzieńczych lat – może i czytać nut nie umiał, ale
    śpiewać w tercjach i grać na fortepianie tak. Może to kwestia talentu,
    może nieświadomie to wypracował, kto wie. Jednak większość ludzi w naszej
    kulturze nie rodzi się z takimi umiejętnościami a posiadanie ich do bycia
    muzykiem jest niemalże niezbędne. Uczyć się muzykalności można na wiele
    sposobów – nuty to tylko jeden ze wspomagaczy, z pewnością nie najlepszy.

  12. A to ja mam odwrotnie tzn. chętniej korzystam z wysokich pozycji używając
    tabulatury :).

  13. @kilman: Chwytam się za instrumenty jakieś pięc lat, na basie 4. Zaczynałem od klasycznej gitary w prywatnej szkole muzycznej, obecnie jestem w drugim stopniu państwowej szkoły (II klasa) na fagocie zatem nut uczę się od samego początku (dochodzi jeszcze fortepian obowiązkowy, solfeż…). W międzyczasie oczywiście grałem w różnych zespołach blues-rock i power metal (tak tak, ogień i woda 😉 ). Co do nut i komponowania: myślę, że autor stwierdzenia, że bez nut nie da się komponować mógł mieć na myśli to, że brak ich znajomości rzeczywiście ogranicza w tych kwestiach. Chociażby cytowany wyżej Paul McCartney, który do owego Yesterday nie dopisał jakże ważnej sekcji smyczkowej, bo nie umiał, musiał kto inny. Można spokojnie powymyślać riffy, funkcje, na klawiszach można na dwie ręce polecieć i temacik dograć i nuty będą zbędne. No ale jak zechcę sobie dopisać flet, który by mi miał dograć jakiś muzyk sesyjny no to lipa.

    Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną cechę nut. Oczywiste jest, że tabulatury zawsze istnieją w połączeniu z muzyką. Nuty przeciwnie – w przypadku klasycznych utworów jest mnóstwo zapisów nutowych utworków, których najciemniejsze zakątki youtube nie widziały. I tu jest haczyk – nuty, mimo, że są w miaaarę ścisłym zapisem to jednak pozostawiają odtwórcy duże możliwości interpretacyjne – gdzie sobie zmienię dynamikę, co zaakcentuję etc. No wiadomo, gdyby było inaczej to konkurs Chopinowski i granie tych samych utworów nie miałby sensu. Wg mnie, moja muzykalność wzrosła między innymi dlatego, że, w wyżej wspomnianej szkole, rozczytuję cały czas jakieś nowe utworki, myślę nad frazami, nad charakterem. Potem przychodzę na próbę zespołu i czuję, jak wiele mogę zrobić z najprostszymi dźwiękami. Dlatego myślę, że daleko jest od nut do ograniczania się. Wystarczy zresztą popatrzeć na warsztat tych muzyków klasycznych, którzy grają tylko cudze utwory.

    W ogóle według mnie nuty niosą ze sobą niemało wartości edukacyjnych a nauczenie się ich to naprawdę nie jest problem. Nie chodzi nawet o to, żeby cały czas trzaskać i rozczytywać coś i zapisywać. To po prostu porządkuje pewne rzeczy w głowie, rytm, tonacje itd. No i łatwiej jest wtedy kształcić słuch – pisać sobie dyktanda (to zupełnie co innego niż uczenie się kawałka ze słuchu z instrumentem w łapach), śpiewać solfeż, rozpoznawać akordy itd. Ale wiadomo – wszystko zależy od ambicji i potrzeb. To wszystko niewątpliwie nie jest konieczne i można napisać świetne rzeczy bez tego. No i taki McCartney pomimo nieznajomości zapisu jednak musiał mieć pojęcie o podstawowych strukturach w muzyce i niewątpliwie odznaczał się niemałą muzykalnością od młodzieńczych lat – może i czytać nut nie umiał, ale śpiewać w tercjach i grać na fortepianie tak. Może to kwestia talentu, może nieświadomie to wypracował, kto wie. Jednak większość ludzi w naszej kulturze nie rodzi się z takimi umiejętnościami a posiadanie ich do bycia muzykiem jest niemalże niezbędne. Uczyć się muzykalności można na wiele sposobów – nuty to tylko jeden ze wspomagaczy, z pewnością nie najlepszy.

    Perfekcyjne podsumowanie DAreiosa i Magica !!!

Możliwość komentowania została wyłączona.