tubas – GRAJ[MI]DÓŁ 2013, nieuchronna cz. 2…

Drugiego dnia festiwalu GRAJ[MI]DÓŁ 2013, mimo nieudanego startu z marnym śniadaniem w McDonaldsie, udało mi się znacznie wzbogacić swoje doświadczenia muzyczne. Od warsztatów realizacji nagrań basu po nocne rozmowy pełne filozoficznych rozważań i anegdot z życia estradowego - był to dzień pełen muzycznych i ludzkich odkryć.

4249-sam_4554_800x450.
Długo trwało zanim zabrałem się za drugą część relacji z „Zakwasowa”,
ale musiałem spokojnie uporządkować wspomnienia.

I oto dzień drugi GRAJ(MI)DOŁU!

Zaczął się od rozczarowującego śniadania, które spożyliśmy w
MacDonaldsie i oznajmiam w tym miejscu, że już wolę konserwy wpierniczać z
bułką i popijać mlekiem, niż skorzystać kiedykolwiek z oferty tej
jadłodajni!

Przy okazji pytam się po raz kolejny, gdzie w Zgierzu można zjeść
Goloneczkę w jakiejkolwiek postaci?… Może być placek po węgiersku – byle
dużo!!!

Pierwszy punkt programu, czyli warsztaty Alfika z realizacji nagrań basu
pominąłem, wychodząc z założenia, że jeśli zdarzy mi się taka
okoliczność, to realizator powie co i jak, a ja mu się bez szemrania
podporządkuję. Fanem samodzielnego nagrywania nigdy nie byłem.

Dowiedziałem się później od Waldiego, że warsztaty były rewelacyjne,
świetnie poprowadzone i pełne bezcennych dla basistów wskazówek. Cóż,
człowiek popełnia takie błędy, szczególnie jak po marnym śniadaniu chce
się napić dobrego, zimnego piwa…

Ale i tak zyskałem, ponieważ zacieśniłem znajomość z Marcinem „Pendo”
Pendowskim i poznałem Sebastiana „Seba” Kucharskiego, który mu towarzyszył w
wyprawie na GRAJ(MI)DÓŁ.

KLIK

Marcin też uzupełniał płyny na tarasie i z przyjemnością wymieniliśmy
poglądy na różne tematy, leniwie sącząc napój ludzi prostych i filozofów
– …Seba albowiem studiował filozofię, co potwierdza, że bas jest
instrumentem ludzi inteligentnych… he… he… he… i tylko ja, jako jeden z
nielicznych zaniżałem średnią wykształcenia mając za sobą zaledwie 3
semestry UW i to robione dla jaj w 47 wiośnie życia…

W międzyczasie zeszli się zainteresowani warsztatami Marcina, więc
zmieniliśmy m.p. na salkę widowiskową na piętrze:

KLIK

Po wstępie Marcin zaczął spotkanie. Rzadko bywałem na takich warsztatach,
ponieważ za mojej młodości istniała tylko odpłatna i wielotygodniowa
Chodzież, a i moda na „workshopy” jeszcze nie nastała.

Miałem okazję porównać jako wykładowców Piotra Żaczka i Marcina
Pendowskiego.

Od razu dało się zauważyć, że „Pendo” dysponuje dużym doświadczeniem w
prowadzeniu takich zajęć i wie dokładnie jaką wiedzę i w jaki sposób chce
przekazać.

Ponieważ połączone to było z promowaniem Jego szkółki DVD, więc jako
temat wybrał „tajming” i na tym się skupił w części szkoleniowej.

W części ogólnej mieliśmy okazję usłyszeć co nieco o Jego pasji do
odkrywania „wyntydżowych” brzmień starych basów (choć nie tylko, bo i
klawisze leżą w kręgu Jego zainteresowań). Demonstracja możliwości Jolany
Diamand mnie nie zaskoczyła, bo grałem na tym instrumencie prawie 30 lat i
mam o nim bardzo dobrą opiniię!

KLIK

Wszystko było filmowane i „Zakwas” zapewne udostępni materiał już
niedługo:

KLIK

Kiedy część warsztatowa się rozwinęła, zmyłem się cichcem i zszedłem
na dół pograć na wystawionym sprzęcie. Cisza, spokój, pełen dostęp. Basy
wszelkiej maści – od Squier’ów do Godina, JB Marcus Miller, MM, Hofnerów,
GL, Ibanezów (rewelacyjny a niedrogi ATK), basów akustycznych. Wzmacniacze
wszystkich prawie kultowych marek, w tym najnowsze wynalazki Taurus, jeszcze
nie produkowane seryjnie…

Jednym słowem – pograłem!

Po warsztatach klub „Agrafka” zatętnił życiem, o czym świadczą te oto
fotki:

KLIK

KLIK

KLIK

A to „Gruby” realizujący polecenie: „- uśmiechnij się, kurna!…”

KLIK

Impreza nabierała klimatu:

KLIK

KLIK

I nastał moment, że wynieśliśmy się z „Agrafki”, zostawiając ją
opustoszałą:

KLIK

Dalszy ciąg nocnych rozmów, obfitujący w niezwykłe opowieści, wspomnienia,
anegdotki z życia estradowego i dykteryjki, głównie o estradowych
celebrytkach, oraz głębokie, filozoficzne rozważania nie pamiętam już na
jakie tematy, kontynuowaliśmy w internacie.

Marcin i Seba zrezygnowali tym samym z wypasionego noclegu w już opłaconym
hotelu dla VIP-ów, a „Zakwas” zaryzykował szczęście małżeńskie, na rzecz
tego dalszego ciągu!…

Było nas od 8 do 11 basistów w jednym, niedużym pokoju, prowadzących
wielowątkowe dyskusje – w tym także jednocześnie! He… he… he…

Wspomnę tylko, że „Kapral” zyskał zafascynowanego jego elokwencją i stylem
serwowanych opowiastek fana, w osobie Sebastiana „Seb” Kucharskiego. Seba
słuchał go jak zaczarowany, ponaglając przy każdej przerwie słowami: „-
Mów jeszcze! A ja będę słuchał… Jesteś moim idolem!!!”. He… he…
he…

Dokumentacji fotograficznej nie ma – i może to nawet lepiej, bo kto chce w
takich zdarzeniach uczestniczyć, musi się pofatygować osobiście w
przyszłym roku!

Tekst bierze udział w konkursie na „najlepsze treści”

Tweetnij

Podziel się swoją opinią

Jeden komentarz

  1. po minie Kaprala śmiem powątpiewać w tą tętniącą życiem Agrafkę 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.