tubas – …obudź się MPB!

Odkryłem grupę muzyków o pokrewnej duszy do MPB, która gra basową muzykę będącą w zgodzie z promowanymi przez nas ideami. Grupa ma swoją publiczność i jest głęboko zaangażowana w swoje twórczość.

Oto wiadomość dla „MPB”-a:

Znalazłem, dzięki informacjom z bratniego forum link do twórczości Twoich
duchowych Braci, PapaMisiu…

https://www.youtube.com/watch?v=qp7CKxoBmQU

Ekipa jest, jak najbardziej, krajowa, pokoleniowo też zbliżona, a odjeżdża
ze swoją muzyką w rejony bliskie ideom, które na tych łamach głosisz
bezkompromisowo od lat!

Co bardzo budujące, to że mają swoją publiczność i słychać nawet
oklaski

😀

Chłopaki nie robią sobie jaj, tylko z pełnym zaangażowaniem grają swoje,
bo to im w duszy śpiewa!

Tak więc, PapaMisiu – wyjdź z ukrycia i płyń po morzach i oceanach świata,
rozsławiając imię polskiej „basoofki” – a ja trzymam kciuki za powodzenie
misyjnej działalności…

Carry on, Bracie Basisto!

Podziel się swoją opinią

16 komentarzy

  1. Zdradż teraz Tubas co to za kapela. W pracy mam poblokowane niektóre strony
    jak np. YouTube. Dopiero wieczorem będę mógł obejrzeć.

    A ciekawość mnie zjada.

  2. Służę uprzejmie! To „Organoleptic Trio”… Po klipie pokazuja się
    propozycje kolejnych progresywnych ekip z przeglądu takich właśnie
    kapel.

    Mają one otóż swój własny „branżowy” przegląd, jak się okazuje!!!

    „MPB” sądził, że jak ta kupa w basenie, samotnie dryfuje wystawiony
    na różne komentarze… A tu nieprawda, jest takich „odchyleńców” potężna
    gromadka i niektórzy proponują naprawdę interesujące rzeczy.

    Warto posłuchać!

    Zachęcam…!

  3. No ładnie ładnie, dziękuję za pamięć 🙂 No i to nie jest do końca tak,
    że śpię zapomniawszy o mojej misji szerzenia celebracji wyobraźni!
    Piątek-sobota muszę skuć łazienkę i wynieść gruz i wannę z 3 piętra
    bloku (resztą się na szczęście zajmie ekipa remontowa). Po niedzieli
    pierwsze leśne sesje. Teraz kwestia tego jak szybko odzyskam komputer i
    zacznę właściwe prace więc cierpliwości. Jako, że instrumentarium
    zapowiada się naprawdę duże a muszę zrobić wszystko sam (a to praca wielu
    ludzi w rękach jednego- zagrać na wszystkim, zaśpiewać, nagrać, pokleić,
    obrobić, narysować, zanimować…) to najbliższe miesiące wyglądają dla
    mnie jak maraton wytężonej pracy. Ukrycie to niezbędny dla mnie element
    tworzenia- poświęcanie całej uwagi, czasu, energii itd na coś co mam do
    zrobienia. Socjalizowanie się nie stoi u mnie na priorytetowej pozycji, moi
    znajomi przyzwyczaili się, że potrafię przepaść na miesiące czy nawet
    lata;)

    Co do prezentowanego zespołu to trochę uciekają od mych upodobań choć
    kiedyś potrafiłem słuchać tak dziwnych, pokręconych i niemal niemuzycznych
    rzeczy

    https://www.youtube.com/watch?v=1xsauw4Upv0

    Po pewnym czasie jednak nachodzi taka myśl, że coś co jest ciekawym
    środkiem stylistycznym niepotrzebnie staje się priorytetem w twórczości.
    Coś co mogłoby zaskoczyć raz na jakiś czas zostaje sprowadzone do
    odgórnego założenia co sprawia, że zamiast poszerzać swój repertuar o
    nowe rozwiązania, posługujemy się głównie nowymi rozwiązaniami co z kolei
    prowadzi do ich powszednienia. Powtarzam to bardzo często- dużo ważniejsze
    jest dla mnie czerpać z tysięcy lat naszej kultury muzycznej i dowolnie jej
    składniki wykorzystywać niż prowadzić działalność w jednej tylko
    gałęzi w niezmienionej formie lub prowadzić ją do ekstremum.

    Przyznaję, że grałem takie dziwadła ale szybko od fascynacji ich
    dziwnością przeszedłem do fascynacji muzyką samą w sobie, jej strukturą,
    wpływem na słuchacza a „udziwnienia” traktuję jako jeden z wielu równie
    ważnych jak każdy inny środków stylistycznych. Bo choć można to
    traktować jak np manifest chaotycznego wszechświata to jednak piękno natury,
    jej barwy, kształty, zapachy, dźwięki też są jego częścią. Robić
    muzykę tylko złą i brutalną tłukąc się i rycząc na ludzi, tylko
    piękną i sielankową głaskając bębenki melodiami i mrucząc miłosne
    teksty, tylko smutną lub wesołą, tylko trudną i skomplikowaną lub łatwą
    i przyjemną.. Za dużo możliwości do wykorzystania żeby się tak
    ograniczać;)

  4. Panowie.

    Takie granie (miód na moje uszy) to nic nowego.

    A słyszeliście taki numer Komedy „Kattorna” w wykonaniu Grupy Niemen
    (najlepszy skład z muzykami SBB) na Jazz Jamboree w 1972 roku?

    Proponuję posłuchać.

    Na You Tube jakoś nie mogłem znależć.

  5. Zappa, Niemen, cała scena prog/art/jazzrockowa lat 60 i 70, „free jazz”…
    Takiego grania jest mnóstwo. A co z udawaniem burzy przez Beethovena? Sianie
    dysonansami u Stravinskyego? Twórczość kompozytorów awangardowych XXw?
    Takiej muzyki jest od groma a granice są szersze niż nam się wydaje.
    Problemem jest zapominanie, że całość obszaru, który wyznaczają to tak
    ogromny plac zabaw, że bardziej zabawne niż dziwne jest to, że większość
    muzyki jest tak wtórna i zamknięta na te wszystkie wpływy;)

    Oczywiście cieszy też wyzwolona postawa panów z głównego wątku bo zawsze
    to jakaś dziura wiercona w głowach myślących po kwadracie. Mówię tylko
    przez pryzmat tego co teraz zaprząta mój umysł i co zaprzątnie wszystko
    inne moje w najbliższym na czas dłuższy czasie 😉

  6. @MPB: Mówię tylko przez pryzmat tego co teraz zaprząta mój umysł i co zaprzątnie wszystko inne moje w najbliższym na czas dłuższy czasie 😉

    Weed?

    EDIT:

    Bardzo mi te wynurzenia muzyczne przypominają rzeczy, którymi stała scena
    yassowa w latach 90, scena quasi-jazzowa, która wyrosła z rzeczonej (pierwsze
    skojarzenie – Ślimak Trio w utworach „Wprost Przeciwnie” oraz „Przygody
    Pączków na Marsie”); jakieś dokonania Pattona czy rzeczony przez Łukasza
    Zappa.

    Ale na dłuższą metę to jest niesłuchalne, w mojej skromnej opinii (dlatego
    np. Zappa zamieszczał po dwa-trzy utwory w tej stylistyce na płycie… no,
    może wyjąwszy Jazz From Hell z zestawienia ;P).

  7. Wybrałem ciebie bo…

    Tak właściwie to nie wiem

    dlaczego ciebie wybrałem.

    Chciałem tylko, żebyś był fajny.

    I żeby ktoś kiedyś mógł powiedzieć:

    Był Noe,

    Noe, gość co się czasem spinał,

    ale uwierzył

    i gdy szedł po gnoju

    smród już się go nie imał.

  8. Zmusiłem się posłuchałem… Zappa, Niemen z SBB, Mats z Morganem to rzeczy
    dające się zrozumieć, tego bandu nie kumam… może po kwasie, ale bałbym
    się rozsadzenia mózgownicy i złego lotu…

    BTW. swego czasu po „nadużyciu” odpaliłem elektroniczną skrzyneczkę i tak
    się właśnie zabawiałem w knajpie, tworząc performensik… ludzie szaleli z
    zachwytu, odłożony instrument grał jeszcze pół godziny. Oglądając
    nagranie na trzeźwo, miałem paskudne wrażenie, że zdaje się przegionem
    pałkiem…

  9. Coś mi się zdaje „Muzz”, że za dużo w nas dystansu do takich
    eksperymentów…

    No, ja to lubię sobie jaja robić ze wszystkiego, a moim idolem jest
    słuchacz, który podczas inauguracyjnego koncertu jednej z Warszawskich
    Jesieni w latach 70-tych upuścił pęk kluczy na podłogę parę razy. Po paru
    minutach cała publiczność rzucała na glebę portfele, gazety, torebki
    damskie, itp… Na to Artysta (w jednej osobie kompozytor, dyrygent i
    współwykonawca Dzieła) przerwał wykonanie, opierdolił publikę i
    obrażony, wyszedł…! 😀

    Zamiast cieszyć się nawiązaniem interaktywnego kontaktu z widownią to,
    głupi kutas, obraził się…?!

    Szkoda, że nas tam nie było…

    😀

  10. @tubas: Coś mi się zdaje „Muzz”, że za dużo w nas dystansu do takich eksperymentów…
    No, ja to lubię sobie jaja robić ze wszystkiego, a moim idolem jest słuchacz, który podczas inauguracyjnego koncertu jednej z Warszawskich Jesieni w latach 70-tych upuścił pęk kluczy na podłogę parę razy. Po paru minutach cała publiczność rzucała na glebę portfele, gazety, torebki damskie, itp… Na to Artysta (w jednej osobie kompozytor, dyrygent i współwykonawca Dzieła) przerwał wykonanie, opierdolił publikę i obrażony, wyszedł…! 😀
    Zamiast cieszyć się nawiązaniem interaktywnego kontaktu z widownią to, głupi kutas, obraził się…?!
    Szkoda, że nas tam nie było…
    😀

    Oj szkoda szkoda 😉

  11. @tubas: Na to Artysta (w jednej osobie kompozytor, dyrygent i współwykonawca Dzieła) przerwał wykonanie, opierdolił publikę i obrażony, wyszedł…! 😀

    Nie wiem dlaczego, ale oczami wyobraźni zobaczyłem cukierkowatego Chrisa
    Bottiego – mega technika, aksamitne granie.. ale zero jazzowego szaleństwa i
    improwizacji… czyściutko nutka w nutkę…

  12. @tubas:
    Zamiast cieszyć się nawiązaniem interaktywnego kontaktu z widownią to, głupi kutas, obraził się…?!

    To chyba takie typowe podejście człowieka po akademii – jak wy, kmiecie,
    śmiecie tworzyć muzykę bez wyższego wykształcenia. Ja mistrz!

    Takie moje uprzedzenia po jednym jammie w knajpie koło gdańskiej akademii 😉

  13. @Sev – Chris Botti jest przykładem zupełnie, diametralnie wręcz, innego
    podejścia do muzyki, niż opisywany przeze mnie wyżej
    awangardowy Autor.

    Jak gra to napisałeś, a każdy może posłuchać! Słyszałem nagrania
    Bottiego, gdzie grał nie pop jazz, ale bardzo fajną muzykę – nagraną chyba
    wyłącznie po to, żeby zamknąć gębę jego krytykom i pokazać, że tak
    też potrafi. On jest jak Szymon Kobyliński – rysownik, który potrafi
    narysować wszystko i w dowolnym stylu, a mimo to nikt i tak nie uważa go za
    prawdziwego Artystę…

    A człowiekiem jest bardzo ciepłym i życzliwym, o czym opowiadała mi
    koleżanka (muzyk) po jego koncercie, na który specjalnie się wybrała.

    Warszawska Jesień jest festiwalem muzyki awangardowej, a
    wspomniana kompozycja była wykonywana przez zespół perkusyjny i składała
    się z różnych hałasów, sprawiających wrażenie całkowicie przypadkowych
    i nie powiązanych żadną ideą… Stąd reakcja publiczności. To rzucanie
    kluczy, torebek, skrzypienie fotelami, itd… Namaszczone podejście do swojej
    twórczości nie zależy, jak widać, od „akademickości” tylko od cech
    osobowych wykonawcy…

  14. @Magic – musiałeś trafić akurat na nadętych baranów, popisujących się
    nawzajem przed sobą swoimi umiejętnościami, a Ty potraktowałeś imprezę
    tak, jak i ja bym to zrobił, czyli jako okazję by sobie podłubać radośnie
    co tam w duszy śpiewa, bez oglądania się na technikę, harmonię czy styl –
    na zasadzie: heja…!!!

    Znam kilku magistrów basóweczki, o całkiem innym podejściu, m.in. opisywany
    tutaj już Tomasz Pierzchniak.

    Po prostu nie graj z „akademikami” na ich dżemach, i to jeszcze w pobliżu
    uczelni… Oni nie szukają w graniu „prawdy życia”, tylko potwierdzenia
    swoich umiejętności przez kolegów!

    Poza tym zważ, że dżem najlepiej wychodzi przy „odmiennych stanach
    świadomości” słuchaczy, którzy bez problemu akceptują wtedy wszystko co
    usłyszą…

    😀

Możliwość komentowania została wyłączona.