70′

Tekst odkrywa tajemnicę fascynacji brzmieniem lat 70'. Analizuje wpływ muzyki Opeth, filmu '2001: Odyseja Kosmiczna', oraz twórczości Kubricka i innych zjawisk artystycznych tego okresu na współczesną kulturę i indywidualne doświadczanie sztuki.

Ostatnio słucham najnowszej płyty Opetha – Heritage. (Jest do odsłuchania
całą na youtube.) Nigdy nie byłem wielkim fanem tego zespołu, ale wokalista
mojej grupy polecił mi ten krążek. Słucham i nadziwić się nie mogę.
Ścieżka 2 (Devil’s Orchard) zwala mnie z nóg. (Później widziałem jeszcze
teledysk, który również jest kapitalny). Cała reszta potem stanowi
conceptalbumową spójną całość – słucha się tego bardzo przyjemnie. Co
jednak tak bardzo mnie zaciekawia, dzięki czemu czuję „to coś”? Brzmienie.
Wyjęte żywcem z lat 70′- złoty wiek dla takich zespołów jak King Crimson
czy Pink Floyd. O to chodziło panom z Opetha. Potem czytam, że właśnie taki
był zamiar, że chcieli nagrać płytę rockową, konceptową i że całość
to hołd dla kapel w.w. Atonalne skale, paradise na bębnach, zajebiste
aranżacje, cud, miód i malina.

Singiel aż zalatuje „Redem” Crimsona.

Zgłębiając materiały do pracy maturalnej, zagłębiłem się w twórczość
Kubricka, a co za tym idzie na tapetę poszła 2001: Odyseja Kosmiczna. Piękny
film, aczkolwiek moje zrozumienie go nie satysfakcjonuje mnie (jestem chyba
zbyt głupi). O produkcjach tego typu możemy powiedzieć: sztuka dla sztuki.
Mnogość symboli powala, ilość możliwych interpretacji również. Dzieło
epokowe, ale niestety nie do końca zrozumiane przez Kubrickowi
współczesnych, przez dzisiejsze pokolenia również.

Większość pewnie wie do czego zmierzam. Część III filmu „Jupiter and
beyond the Infinite” i idealnie dopasowany utwór „Echoes” Floydów; blah,
blah, znamy tę historię, prawda?.

Wnioski?

Najczystszy artyzm XX wieku powstał właśnie w tych latach. 69′ odyseja, 71′
Echoes, 73′ Dark Side, 74′ Red. Taki właśnie, którego nie da się ubrać w
słowa. Brzmienie lat 70′? Jedno z wielu innych, charakterystycznych, równie
intrygujących. Dlaczego akurat to?

Dlaczego to co niedopowiedziane tak interesuje naturę ludzką? Czy film jest
lepszy wtedy, gdy wychodzimy z kina i mówimy „świetny film” czy może wtedy
gdy brak nam słów? Czym kierują się twórcy takich dzieł? Dlaczego tego co
najpiękniejsze nigdy nie nazwiemy? Myślę, że może to przekształcić się
w swojego rodzaju obsesję, czy dane nam będzie poznać jej przyczynę? Czy
życiowym celem może stać się stworzenie dzieła, które chociaż w
przybliżeniu będzie posiadało wspólny mianownik z wyżej wymienionymi; by
chociaż poznać jak to jest być przyczyną czegoś pięknego?

Podobno człowiekowi odmówiony został idiotyzm doskonałości. Tak więc na
razie trzeba trzymać się ziemi.

Podziel się swoją opinią
thebreakdowner
thebreakdowner
Artykuły: 15

5 komentarzy

  1. Jak pewnie zauważyliście „H” jest koło „J” na klawiaturze, a Jackowi
    chodziło o Hodorowskiego. Lata 70 powiadasz… proponuję zainteresować się
    stoner rockiem, a Opeth olać 🙂

  2. Holy Mountain to jeden z tych tytułów przy którym faktycznie brakuje języka
    po spektaklu, IMO nawet bardziej niż po dziele Kubricka 😉

    Można dywagować w nieskończoność co można nazwać sztuką. Sam
    pierwiastek „niedefiniowalności” czy „nieuchwytności” jest ostatnio zbyt
    bardzo olany. Budzenie kontrowersji widać jest ważniejsze niż stworzenie
    czegoś co wywołuje odczucia, które ciężko przekuć w słowa.

  3. @thebreakdowner: przez dzisiejsze pokolenia również.

    Nie również, tylko szczególnie, poziom kretynizmu społeczeństwa rośnie
    niczym funkcja wykładnicza, ale co się dziwić, jaki system taka edukacja,
    komputery zabiły myślenie, a google kreatywność

Możliwość komentowania została wyłączona.