Dzień futrzaka 2 czyli nagranie na kolanie

Tekst opowiada o próbie nagłośnienia gitary basowej Adelita w sposób, który okazał się bynajmniej niezwykły. Futrzak, autor artykułu, dzieli się swoimi doświadczeniami ze sprzętem, problemy z nagraniami i nostalgiczne wspomnienia zespołu.

Tytuł alternatywny: Obalanie mitów, czyli „cobyście nie gadali” albo
„jak brzęczy Adelita”.

Rok temu, gdy pogoda zrobiła się do ludzi podobna obiecałem kolejny odcinek
„dnia futrzaka”. Miał być o czymś zupełnie innym. I było (dokładniej o
próbach nagłośnienia Adelity w sposób prosty (tani), łatwy (na sprzęcie
już futrzakowi znanym) i przyjemny (brzmiący dokładnie tak jak futrzak
chciał). Było, ale się zbyło. Spoczywało w oczekiwaniu na dzisiejszy
Dzień Futrzaka w czeluściach dysku, ale awaria tegoż spowodowała zanik
części danych, a futrzak nie miał czasu ani miejsca, a nawet ochoty, aby
zrobić kopię.

Odtwarzanie z zawodzącej pamięci czegoś, co już było gotowe, jest –
przynajmniej dla mnie – nudne, a przez to znacznie trudniejsze niż napisanie
czegoś innego od nowa. Potrzebny był tylko pretekst. Zatem przypomniałem
sobie, że kiedyś obiecałem niedowiarkom próbki Adelity. A ponieważ
obietnic, nawet tych najbardziej kretyńskich dotrzymuję zawsze…

Voila.

Nie jest moim celem pokazanie mojej maestrii w grze (bo takowej nie ma, mimo
wszystko wciąż czuję się bardziej gitarzystą), stąd nie silcie się na
komentowanie moich „umiejętności”. Chodzi o pokazanie tego jak gra
Jazzofretka, czyli odprogowana Adelita z dołożonym jednym jazzem.

A czemu Jazzofretka, a nie Stratobaster, czyli pierwsza chronologicznie
Adelita?. Ano, dlatego, że właśnie wyszło, czemu jest tak tania. Niezbyt
intensywna eksploatacja (średnio godzina dziennie przez 2,5 roku) wyżarła
kilka progów i Stratobaster jest aktualnie u lutnika, który to szlifując
„odkręca”

Przed zaprezentowaniem próbek nieco „technical data”

Jak być może niektórym już wiadomo – futrzak kocha hipermuł. Przy
genialnej jakości mojej karty muzycznej (jeden z najstarszych zintegrowanych
realteków, jeszcze AC96, a nie 97) nie było najmniejszego sensu wpinać basu
w linię. Na tym pseudodźwiękowcu ustawiony pracowicie muł brzmiałby jak
skrobanie nieheblowanej deski i dałby radochę różnym Mumiom Krety.. czy
innym Herszlom z Ostropola albo Mędrkom z Ostrowi.

Zatem nagrania dokonałem w sposób następujący:

pokrętła w basi mam na stałe ustawione tak: volume: 1/2, tone high – na 0,
tone low – na maxa. Przełącznik przystawek w pozycji 1 (jazz gryfowy + jazz
środkowy). Gitara jest wciąż nieekranowana (bo na razie do plumkania w domu
nie mam takiej potrzeby) – co czasem słychać. Struny to Fender Flatwound
8050L, prawie dwuletnie. Bas podpięty do Line6 LD110. Pokrętła wzmacniacza
(celem wzmocnienia efektu hipermuła): Bass i Lo-mid na maksa, Treble i Hi-mid
na 0, Drive na „13.00” (tzn. jakieś 60 %), Master na „12.00”. Optocomp na
„12.00”.

Do wzmacniacza podpięty przez Line in – kasetofon magnetyczny Diora MDS456
(a po co – to zaraz się okaże)

Wyjście preamp out wzmacniacza wpięte w linię kompa. Program nagrywający:
Badziewition (bo nic innego z móją „kartą dźwiękową” współpracować
nie chce

Gitara dostrojona na „medianę”. (nagrania podkładowe pochodzą z rożnych
okresów, „wykonawcy” (hehe jak to dumnie brzmi), stroili ZAWSZE na ucho,
acz NIE ZAWSZE na trzeźwo. Na ucho, bo w owych czasach tunerów Made In China
nie było, a inne były, lecz drogie i bardzo trudno dostępne. A teraz
stwierdziłem, że nie będę przestrajał gitary do każdego kawałka, bo nie
mam na to czasu –. Stąd wrażliwe uszy mogą zaboleć 😉

Pozostałe zaś fałsze SA móją winą i biorą się stąd, że zamiast
śledzić palce na gryfie, gapię się na dziewczyny na widowni (a poważniej
– od pewnego czasu schylanie głowy spotyka się z protestem kręgosłupa,
więc muszę grać na wyczucie, co jeszcze udaje się jako tako na progowcach.
To podobno mi przejdzie – twierdzi lekarz, ale wtedy musielibyście czekać
na próbki ze dwa-trzy lata ;).

A teraz obalamy mity. Mity są następujące:

0. Futrzak umie grać na basie

1. Wzmacniacz LD 110 Studio ma kartonowe brzmienie

2. Adelita ma plastikowy dźwięk

3. Adelita nie ma sustainu (tu małe wyjaśnienie. Jazzfretka ma faktycznie
nieco słabszy sustain niż Stratobaster, o czym przekonacie się… w kolejnym
Dniu Futrzaka. Bierze się to chyba stąd, że w fretce gryf był ścinany i
kieszeń drążona [chcesz wiedzieć czemu? zobacz opis powstawania jazzofretki
w tymże blogu]. W Stratobasterze takich zabiegów nie było.

4. Celem gry na basie trzeba znać genialnie teorię

5. Bas musi się idealnie wpisywać w akordy gitary

6. Żeby grać w zespole trzeba umieć grać na basie

7. Największy wpływ na dźwięk ma drzewo korpusu i gryfu (GW prawda.
Empirycznie mogę dowieść, że kolejno: głośnik/kolumna (35 % wpływu),
elektronika [przystawki, wzmacniacz i jego ustawienia] (30%), umiejętności
basisty i jego ustawienie ręki (20 proc), kable (10%), Reszta to faktycznie
wpływ drzewa gryfu i korpusu, oraz stopnia zużycia progów)

A po co ten Diorowski wyrób magnetofonopodobny? Bo próbki będą na
podkładach. Dlatego, że mój ukochany hipermuł był dobierany pod
wmiksowanie w ten właśnie typ muzyki. I choć sam w sobie brzmi tak sobie
[piękna mantra, nieprawdaż? Dlatego ją zostawię tak jak jest], to w miksie
gada nieco lepiej.

Przy okazji będę mógł przypomnieć sobie i Wam też – nieco „historii”
pewnej kiepskiej kapeli

No to zaczynamy…

W prehistorycznych czasach, tak dawno, że najstarsi górale z Beskidu
Śląskiego tego nie pamiętają – w miejscowości Szczyrk w tychże Beskidach
odbywał się studencki jesienny rajd jednego z wydziałów politechniki. Na
tejże imprezie spiknęło się trzech podejrzanych osobników (nazwijmy ich
Alfa, Beta i … Feta), co oprócz stwierdzenia, że wszyscy trzej grają,
śpiewają i jako ostatni pod stół spadają nie miało na razie innych
konsekwencji.

Kilka miesięcy później Feta rzucił się z motyką na słońce i
wystartował w bardzo „młodej” wtedy imprezie o nazwie Festiwal Piosenki
Studenckiej. Ponieważ jednak zgodnie z regulaminem tej szacownej imprezy grał
i śpiewał zupełnie na trzeźwo – nie wyszło mu to zbyt dobrze. Wprawdzie
nie podano klasyfikacji na końcowych miejscach – ale na pewno było to miejsce
ostatnie lub co najwyżej przedostatnie. Cóż – niejaki Jerzy Piwowar z
Paryża z polskim nieudolnym tłumaczeniem nie był wtedy jeszcze w modzie. A
bardziej udolni tłumacze z Zepsuła Prezentacyjnego wówczas dopiero właśnie
przestali robić w pieluszki.

Feta do dziś uważa ten dzień za najgorszy swój występ w (dość długim)
życiu. Innego zdania byli siedzący na widowni Alfa i Beta. Zaczekali na Fetę
przed wyjściem i zaproponowali mu stworzenie zespołu, co zostało wkrótce
przyklepane i oblane w pobliskim barze o nazwie „Pod Płachtą”

Pierwsza próba odbyła się w mieszkaniu Alfy. Nastrój twórczy wspomagało
wino domowej roboty autorstwa gospodarza. O kolorze moczu zabarwionego mąką,
konsystencji mętnej i fatalnym smaku. Ale za to jak dobrze robiło. W próbie
uczestniczył jeszcze kolega gospodarza – Weka (tak daleka litera, bo nie
odegrał większej roli w bandzie). Fifulistą był niezłym, ale nie pił, a
gdy ukradł Fecie dziewczynę – wściekły Feta, świeżo po lekturze „Kariery
Nikodema D.” za pomocą sił nieczystych wysłał Wekę na księżyc
(oczywiście bez wspomnianego wyżej jednorazowego i jednodniowego „podboju”).
Dokładniej zaś do Australii – gdzie Weka przebywa do dziś. Dla ciekawskich:
Wspomnianą kobietę też wkrótce wysłał. Nieco bliżej – w diabły, bo
Feta nie zamierzał stać się bohaterem jednej ze śpiewanych przez niego
wtedy piosenek Brassensa, o wdzięcznej nazwie „Cocu”

Wyjaśnienie dla młodzieży: w owych czasach nie było paszportów w domu, ani
też masowej komunikacji czy emigracji na Antypody – więc sprawa była
trudniejsza niż się wydaje. Ale ponoć – nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba
tylko chcieć. A wtedy Feta (a raczej jego urażona duma męska) chciał tego
strasznie.

Ale, ale… „Basówka” to nie „Szajsbuk” czy „Nieudana randka”,
tylko portal społecznościowo-muzyczny, więc wróćmy do tematu

Zaczęło się od rzeczy najważniejszej – wymyślenia nazwy kapeli. Niech
jednak okryją ją mroki zapomnienia (a w tekście nazwiemy ją Kapelą ABF).
Zaraz potem „powstała” pierwsza piosenka. Melodia skądś po paru
szklankach Alfowego nektaru przyszła, a potem w różnych śpiewnikach na
chybił trafił wyszukiwaliśmy losowo zwrotki pasujące rytmem do tej melodii.
I równie losowo układaliśmy je w miarę sensownej kolejności. Nieco
później coś tam nawet tą „piosenką” wygraliśmy.

Dobra. Skończmy pieprzenie i przejdźmy do konkretów. Pierwszymi „utworami”
grupy były kolejne pastisze [konik Fety], zastąpione potem przez muzykę
country [forsowaną przez Alfę], lub ludową ukraińską [ukochaną przez
Betę] z własnymi – pożal się Boże tekstami, lub tłumaczeniami. Z tego
okresu (z wiadomych względów) nie ma zbyt wiele nagrań, ale coś się
wygrzebało.

Poniższego nagrania dokonano po ok. 2 latach istnienia grupy tylko dzięki
temu , że kolega zasuwający przez wakacje w RFN przywiózł sobie stamtąd
nagrywające cudo. Dodek wiedział co robi – do dziś jest cenionym
realizatorem dźwięku, już nie „podwórkowym” ale w baaaardzo znanej
firmie. W tym historycznym nagraniu udział wzięli:

Alfa – mandolina udająca banjo [które zakupił sobie później], Beta –
gitara, Feta – gitara 12 strunowa, Weka – flet. Ponadto w tych akurat
nagraniach wspomagał nas zaprzyjaźniony gitarzysta grupy Zdrój Jana ,
grający tu na harmonijce ustnej i tamburynie. Nagrań dokonano w październiku
1972 na magnetofonie półstudyjnym Uher 9502 L. Niestety po wielokrotnych
przegraniach i przeleżeniu ok. 30 lat w piwnicy – taśma „trochę”
straciła na jakości. Adelita Bas dograny został wczoraj, czyli prawie 40 lat
później.

UWAGA WAŻNE: PRZED kliknięciem na JAKIKOLWIEK link z próbkami
poniżej ustaw ekwalizerem swojej karty „środowisko basowe” tzn. podbij
maksymalnie częstotliwości niskie (ponizej do 200 Hz) i obetnij wszystko
spoza zakresu zrąbanej kasety (czyli mniej więcej powyżej 10 000 Hz). Wtedy
tego da się słuchać.

Jeśli znajdę czas (nie wiem kiedy, może w najbliższy „skrócony weekend”,
może w święta) to nagram próbki u kolegi na lepszym sprzęcie i
podmienię.

Przepraszam za niedogodności.

kawałek1

Przesłuchawszy te nagrania stwierdziliśmy, ze warto się pokazać. Okazją
był jakiś konkurs w klubie od którego potem wzięła nazwę znana grupa
balladowo-muzyczna. Teoretycznie nie było szans: występowali „gospodarze”, a
także świeżo przybyła z Buska Wolna Grupa Albatros (później Wojtek
przechrzcił Albatrosa na Bukowinę), ale… czas smęconych bellonik miał
dopiero nadejść. I … (może dlatego, że tam można było przed występem
strzelić banię) brawurowo wygraliśmy z oboma tymi tuzami. Piosenką
własną:

kawałek2

Nagranie (skład j.w.) pochodzi jednak z powyższej późniejszej „sesji
uherowej”, nie z konkursu. Tam było znacznie bardziej „żywiołowop”. Adelita
Bas dograny przed chwilą

Ten sukces tak zawrócił nam w głowie, że postanowiliśmy wygrać kolejne
festiwale. W tym celu trzeba było wzmocnić skład. Alfa przyprowadził zatem
kolejnych znajomych – wciąż z naszej uczelni : śpiewającą dziewczynę –
Deltę i śpiewaka ze znanego w mieście chóru – Gammę. Po pierwszej próbie
Delta z krzykiem „Tfu, pijaki obleśne” uciekła do domu. Gamma został.

Wyjaśnienie dla obecnych na forum moralistów. Żadnych ekscesów seksualnych,
ani nawet sprośnych żartów czy dialogów nie było. Dziewczynę zmierził
sam fakt ciągłego picia przez nas alkoholi wszelakich, przerywanego
wyłącznie na czas odśpiewania i odegrania próbowanej piosenki. Choć, gdyby
można było te dwie czynności pogodzić z piciem – to kto wie… W końcu
byliśmy już profesjonalistami, mającymi na rozkładzie Sikorowskiego i
Bellona. Zatem było nam wolno pić ile chcemy.

Ale przy okazji okazało się jaka ta nasza wieś z tramwajami jest mała. Aby
to wyjaśnić – należy się cofnąć o jakieś kolejne 10 lat. Wtedy to bowiem
chór chłopięcy miejscowej filharmonii przeprowadzał casting na solistę.
Solistę – to dużo powiedziane. Chodziło o to, że w nagraniu pewnego znanego
opusa popularnego Kompozytora muzyki „nowoczesnej” na dwupłytowy album brał
udział z kilkoma swoimi wstawkami właśnie ten chór chłopięcy (a raczej
trzydziestka wybrana z dużego chóru), a oprócz tego normalny – dorosły
chór, soliści, orkiestra, itp…

Była tam też dorosła solistka-sopranistka, diva o sławie – wtedy –
światowej, za którą uganiał się Feta, pragnąć zdobyć autograf, co się
nie udało). W pewnym momencie kontrolującemu przebieg nagrania Kompozytorowi
się nie spodobało jedno wejście tejże słynnej piewicy. Stwierdził: „Niech
to lepiej śpiewa dzieciak”. Szef chóru chłopięcego wziął zatem całą
trzydziestkę do katakumb kościoła Św. Katarzyny (nagrania dokonywano w
samym kościele. W nocy, bo w dzień przejeżdżające jakieś 600 m dalej
tramwaje nagrywały się też). I w tych katakumbach, z tejże trzydziestki do
finału doszli właśnie …Gamma i Feta.

Oj, zrobiłem sobie wtedy pierwszego wroga, choć złośliwi szeptali, że
starszy o 2 lata Gamma głos miał lepszy, ale właśnie zaczęła łapać go
mutacja, a Kompozytor chciał świeżego, ale wysokiego głosiku śpiewającego
po łacinie o konsumowaniu (Consumma-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-a-tum est).
Łatwe to nie było, bo całe 30 sekundowe modulowanie tego „a” trza było
wziąć na jednym oddechu.

Paradoksalnie – z wiekiem timbr głosu niepalącego Delty poszedł do góry, a
głos Fety – przeciwnie: mocno w dół (może od hurtowo wypalanych
papierosów)

Za pieniążki za nagranie plus premię za to solo (razem 1123zł, a mój Tato
zarabiał wtedy nieźle – coś około 850zł miesięcznie) 12-letni berbeć
kupił sobie – nie, nie gitarę [do tego jeszcze wtedy nie dorosłem], tylko
ruską kamerę „SPORT 8”. Dodatkowym bonusem było to, że solistka podeszła
do Fety i dała autograf z dedykacją „mojemu miłemu zastępcy”. Trzeba
przyznać ze pani S.W. zachowała się z dużą klasą ;). A mogła zabić (co
najmniej wzrokiem 😉

A teraz, po 10 latach, stałem oko w oko z wyciętym wtedy Gammą. Ale jakoś
się nie czepiał. W końcu jeśli ktoś zrobił mu świństwo to nie ja, tylko
szef chóru, który podjął decyzję. A poza tym czas zatarł rany. Tak mi
się wydawało. Jakże błędnie 😉

Giełdy piosenki turystycznej w Szklarskiej wprawdzie nie wygraliśmy, ale
dostaliśmy nagrodę badziewnikarzy (vel dziennikarzełków) za najlepszy
debiut. Gdyby była nagroda publiczności – to sądząc po zachowanym na końcu
nagraniu fragmencie reakcji publiki, mielibyśmy ją w kieszeni.

Przed wyjściem na scenę po raz pierwszy i ostatni w życiu urwał mi się
film (i to bynajmniej nie z tremy), po zakończeniu śpiewu zniesiono mnie z
tejże sceny (bynajmniej nie w podziękowaniu za hiper występ – choć… nigdy
już w życiu nie zdarzyło mi się tak swobodnie poimprowizować, i tak wysoko
zaśpiewać)

Skład: Alfa – banjo, Beta – gitara, Feta – gitara 12 strunowa, śpiew, Gamma –
śpiew. Nagranie live na „magnetofonie” kasetowym Kapral MK 121 przez mikrofon
„z publiczności” – stąd jakość. Adelita dograna prawie 40 lat
później.

kawałek3

Ale już na Bazunie trzy miesiące później ponieśliśmy sromotną klęskę –
przeoczywszy moment gdy radosne rąbanki zostały zastąpione przez
prusakowsko-bellonowskie smuty.

„To dlatego, że za dużo chlejecie” – skomentował porażkę umiarkowanie
pijący Gamma i opuścił zespół. W kadłubowym składzie osiągnęliśmy
tylko jeden sukces. Na juwenaliach w roku następnym brawurowo zaśpiewaliśmy
dla 20 tysięcy widzów na rynku (odtremiacz był znów potrzebny, ale tym
razem nie przeholowałem) premierową pastiszową piosenkę Fety o mycy i
oraniu. A potem zamiast zarejestrować toto w zaiksie – wrzuciłem wraz z
nutami do powszechnie dostępnego śpiewnika. Tak jak się wtedy dawało – bez
autorów. I popełniłem przy tym kolejny błąd (ponieważ zwrotki były tylko
dwie i dużo białego na stronie zostawało a nie chciało mi się myśleć –
dodałem dwie lekko podrasowane tekstowo zwrotki z powstałej nieco później
piosenki Michaja Burano o zbliżonym nastroju. Przez to piosenka ta uważana
jest za utwór Burana i śpiewana (z naciąganym, by pasował, tekstem) na
„jego” melodię, chociaż z moim refrenem. Refrenem bezsensownym, ale taki się
wymyślił, po użyciu.

Występ został zarejestrowany na taśmie miejscowej telewizji. Niestety
wszelkie próby wyciągnięcia tego skończyły się niepowodzeniem. A po roku
1989 któryś z równie partyjnych (choć dokładnie w drugą stronę)
dyrektorów ośrodka spowodował wyczyszczenie archiwów sprzed tegoż roku.
Ponoć nagranie jest w NAC-u, ale nie stać nas na zapłacenie.

A w zaiksie zarejestrowały ten utwór jako swój osobniki z pewnego zespołu
dyskognojo. Mógłbym się procesować, jak robi to od lat mój młodszy kolega
Karol P. z innym „zespołem” tego szambianego nurtu, ale po co? Zaiks i tak
stanie po stronie złodziei – jak to zrobił w przypadku Karola. Za dużo by
„producenci” dyskognojowców stracili.

Gdybym wtedy zarejestrował ten utwór – to nie musiałbym dziś martwić się
o zabezpieczenie na starość. Ale kto w owych czasach mógł przewidzieć… A
z drugiej strony, przy moim „szczęściu” – gdybym zarejestrował, to
pewnie utwór nie stałby się popularny (nie kijem go to pałką).

Wróćmy do dziejów kapeli ABF. Po sukcesie na rynku do zespołu wrócili
słuchający nas wtedy w tłumie Delta i Gamma. Obiecaliśmy, że w ich
obecności będziemy pić umiarkowanie. Przystali na ten zgniły kompromis i to
był nasz niewątpliwy zysk personalny. Ale była też i strata. Beta bowiem
stwierdził, że ma dość wszystkiego i „po prostu wyjechał w góry” (z dnia
na dzień, rzucając nie tylko zespół. Siedzi tam do dziś i jest nad wyraz
szczęśliwy, zwłaszcza od momentu, gdy dwa lata temu zaocznie skończył
studia i mógł sobie na wizytówce dopisać „mgr inż.”).

A szkoda. Beta miał niezły głos, był zabójczo przystojny i przyciągał
wiele fanek na nasze koncerty.

Burzliwa narada na próbie przyniosła wniosek, że teraz trzeba będzie
smęcić. Smęcące piosenki zaprezentował Gamma. Okazało się, że w tzw.
międzyczasie nauczył się grać na gitarze. Klasycznej. Oczywiście w stopniu
wystarczającym do klasy zespołu i miejsc, w których kapela występowała.
Zobaczywszy to futrzak sprzedał 12-tkę i też kupił klasyka (o ile DEFILa
można nazwać klasykiem). Na to wszystko Alfa stwierdził, że jego banjo
pasuje do 2 klasyków jak piernik do wiatraka (no, właściwie wyraził się
nieco dosadniej). I również zamienił swoje banjo na klasyka. Ale trzy
DEFILowe klasyki razem brzmiały nieco płasko. W związku z tym po pewnym
czasie Gamma zamienił swoją gitarę na hiszpana, Feta na niemca, a Alfa
zadowolił się polskim lutnikiem. Gitary nabrały koloru i brzmienia, gdy dwa
lata później Feta z wyjazdu zarobkowego na Wyspy (wtedy Polaków tak
zarobkujących można było policzyć na palcach) nawiózł różne Agostiny i
takie inne, na dodatek w różnych barwach.

Wprawdzie poniższe kawałki powstały już wtedy, ale nie ma nagrań z tego
okresu. Zaprezentowane niżej dwa nagrania dokonane zostały studyjnie prawie
15 lat później w składzie: Alfa – gitara, Delta – Śpiew, Feta – gitara,
śpiew, Gamma – gitara, śpiew

kawałek4

Oryginał tej piosenki jest akurat bez basu (Adelita, jak i we wszystkich
innych próbkach dograna przed chwilą). Może i lepiej brzmi bez basu (akurat
ta piosenka. Na forum basowym należy jednak przybasić – nawet jak się tego
nie umie 😉

Wewnętrzna opozycja w ABF usiłowała zrównoważyć smęcenie prymitywnym
odbojem w stronę „kantry”. W nagraniu studyjnym ostatniej dzisiejszej piosenki
brał udział także kolega Gammy – basista Meta – i niech mi wybaczy, że do
celów tego tekstu mającego pokazać bzrączenie Adelity przytłumiłem w
podkładzie jego bas i nagrałem własny (nota bene: zupełnie inny.
Prymitywny, ale… właśnie najprostsze przebiegi sprawiają najwięcej
kłopotów, przynajmniej mnie, bo mniejszy jest tzw. „margines
wybrnięcia”)

kawałek5

Po roku Gamma stwierdził, że w tym sezonie modna będzie samba i ze ma jedną
taką. Ale o tym już „następną razą” i na inkszej Adelicie (czyli
Stratobasterze, aby rzesza zjadliwych krytyków mogła porównać dźwięk).
Oczywiście tylko wtedy jak „vox populi będzie się tego domagać” 😛

A aby pokazać, co „awątłalnie byndzie dali” – jedno z ostatnich nagrań
kapeli ABF(G) już grubo w 21 wieku, lajw z jakiejś Japy czy jakiejś takiej
– z dograną przez futrzaka Adelitą

kawałek6

P.S. Osoby które zakum(k)ały o co i kogo biega uprasza się o niepodawanie
bliższych danych personalnych (no, jak bardzo chcą się pochwalić
zdolnościami detektywistycznymi – to ewentualnie na priva)

P.S. 2 Nie wiem jak to wyszło. Na mojej genialnej karcie muzycznej nie
słychać częstotliwości poniżej 200 Hz ;). Ale nieważne. Ważne, że
kolejna obietnica dotrzymana, a kilka godzin stracone na wyżwyszcz coraz
skuteczniej leczy mnie ze składania głupich obietnic

PS 3. Już wiem jak wyszło. No cóż – można się było spodziewać, ze 30
letnia kaseta i nieekranowana gitara na kiepskiej karcie muzycznej wprowadzą
duże zniekształcenia (szumy, trzaski). Nie mogłem się natomiast spodziewać
tego, że moja karta (lub wrzutowy odtwarzacz) obetną niskie tony (nas),
poidbijając jednocześnie zniekształcenia – szumy i trzaski. To nie LD
zniekształcił (podczas nagrania kontrolowalem brzmienie na słuchawkach).

Nie chcę aby kontyunuowana była awantura o pierdoły (w komentarzach).

Podziel się swoją opinią

13 komentarzy

  1. słychać mnie? To dobrze – ma być MNIE słychać 😉

    A poważnie: faktycznie nagrania są kiepskie, ale taki mam sprzęt. Być może
    źle ustawiłem ratio: sygnał podkładu/sygnał gitary, ale dogrywając do
    kasety musiałem ją słyszeć, więc ściszyć się nie dało, a wypracowanego
    ustawienia basi zmieniać nie chcę.

    Na marginesie, to że ją słabo słychać, bo słychać – może dlatego, że
    umyłem uszy? 😉 – oznacza, że ustawienia zostały do tego typu muzyki dobrane
    dobrze. W tego typu „popisach” najważniejszy jest wokal. A instrumenty mają
    być, ale nie mają grać glównej roli. Dodatkowo moja genialna karta
    zgrzytająca przesuwa pasmo w górę.

    Najzabawniejsze jest to, że w realu słychać bas „aż za dobrze”.

    Aby było prawie tak samo słychać na próbkach wystarczy w Realtek Managerze
    ustawić środowisko na BRAK – koniecznie, bo przy wszystkich innych zbyt
    dudni, a ustawienia na : Basy i jest najzupełniej OK (nie genialnie, ale
    dobrze)

    Nie wiem jak to jest przy innych kartach. nmajprawdopodobniej wystarczy
    maksymalnie podbić basy >=200 Hz na equalizerze karty przy odtwarzaniu

  2. Jakość jest tak koszmarna, że wszystko trzeszczy i szaleje, a bas to jedno
    rozmyte buczenie 😛

  3. Aż mnie kusi żeby coś głupiego napisać na temat wypowiedzi kolegi,ale się
    pochamuje.

    Fajny artykulik,trochę się ciężko czyta(jak dla mnie,pewnie z racji
    wieku)ale szacunek

  4. Dobrze, że się pohamujesz (tak, tu jest samo h). Bo jeśli masz coś
    głupiego do powiedzenia, to lepiej przemilczeć.

    Skomentowałem tylko jakość dźwięku, bo naprawdę jest tragiczna i w
    dodatku słychać głośny szum w tle.

  5. To był żart na który się dałeś zaczepić;-)

    Pokaż ze potrafisz lepiej niż kolega!

  6. Kurcze, szkoda trochę Twojej pracy bo tu tyle treści, że mało kto przeczyta
    całe. Trzeba albo porcjować wiadomości albo tylko te najciekawsze
    zostawiać.

    Na nagraniach bas muli jak licealna domówka dwa piętra niżej, nie wiem, czy
    o taki efekt zabiegałeś. 😉

    Myślę też, że fajnie by było jakbyś zagrał jeden kawałek solo, żeby
    móc się rozpłynąć w brzmieniu Adelity 😀

  7. Hipermuł jest tu jak najbardziej celowy. Przez miesiąc próbowałem utrafić
    w niego – bo taki najbardziej lubię. Aż w końcu mi się udało. Faktem jest
    że „na żywo” brzmi nieco inaczej – taki „jedwabisty, ciągliwy muł” –
    powiedziałbym. Cóż – nier znam się zbyt dobrze na nagrywaniu a i narzedzia
    mam do tego kiepskie.

    Ale być może faktycznie pomysł z wpleceniem tego w podkłady był nie za
    dobry.

    Roboty nie tak dużo, ze 4 godziny łacznie 😉

    OK, nagram to „solo”, ale dopiero w święta, gdy już będę miał obie moje
    Adelity, bo trochę to czasu zajmie – ponieważ każda z nich ma co najmniej 10
    barw (5-pozycyjny przełącznik przystawek + tone „na ostro” lub „na
    mulisto”)

    Zastosowane tu ustawienie przelącznika przystawek jest najbardziej mulistym
    (co ciekawe nawet bardziej mulistym niż pozycja 1 czyli przystawka P w drugiej
    Adelicie. Zawsze wydawało mi się, że mulić bardziej powinna przystawka P, a
    tu niespodzianka – bardziej muli J, bo można ją bardziej zbliżyć do gryfu
    niż P. Co najciekawsze – ten dodatkowy trzeci (gryfowy) J w Stratofretce
    wcześniej służył jako mostkowy w Adelicie nr 1 (gdzie go zastąpiłem MM),
    a J wywaliłem stamtąd bo brzmiał mi za szkliście. A teraz ten sam J muli
    jak widać mocno).

    Czyżby opowieści o specjalnych przystawkach mostkowych i gryfowych ,
    rozniących się opornością, były w przypadku Arteców (bo to ten typ)
    bujdą?

  8. @futrzak:

    OK, nagram to „solo”, ale dopiero w święta, gdy już będę miał obie moje Adelity, bo trochę to czasu zajmie – ponieważ każda z nich ma co najmniej 10 barw (5-pozycyjny przełącznik przystawek + tone „na ostro” lub „na mulisto”)

    To czekam, bo od dawna ciekawią mnie losy stratobasstera :D.

  9. @zakwas: Matkobokso, ile tekstu! 😮

    Poniekąd właśnie dlatego Futrzak przestał udzielać się na basoofce.
    Ludziom nie chce się tyle czytać ale komentować nieprzeczytane jak
    najbardziej 🙂

  10. Zauważyłem, że dla porażająco dużej grupy ludzi, nawet 160 znaków w
    SMS-ie to za dużo tekstu do ogarnięcia! W autobusie jeżdżą ze mną do
    gimnazjum młodzieńcy w wieku ok. 15 lat. Podsłuchany dialog:

    „- Umiesz na kartkówkę?”

    „- Co ty – wiesz ile czytania?! Osiem stron – czasu nie miałem…”

    „- Co robiłeś?”

    „- Ze sześć leweli przeleciałem we dwie-trzy godzinki… Pokaże ci jak
    wojsko szybko zrobić.”

    Bez komentarza!

  11. A już myślałem ze tylko ja nagrywam muze ktorej nie daje się
    słuchać.żartuje świetna robota na początek następne bedą coraz lepsze
    .powiem szczerze lepsze dla mnie robić taka muze niż wyladowac w cover
    bandzie . Szacunek ciapkowski

Możliwość komentowania została wyłączona.