Funk Maszyna TT

Koncert Funk Maszyny TT w krakowskim Lizard Kingu to niezapomniane doświadczenie pełne energii i doskonałego groove'u. Muzycy pokazali mistrzostwo w zakresie funk, jazzu, rocka, serwując publiczności absolutnie światowej klasy show.

Byłem wczoraj na koncercie Pilichowskiego z zespołem:

dwa basy – Pilichowski (wiadomo), drugi basista robił „tło” jeśli
można tak to określić, nie grał we wszystkich kawałkach, imienia nie
pamiętam

saksofon – Pani Lena Romul, grała na alcie, sopranie i elektronicznej rurze,
śpiewała

bębny – Tomasz „Pan Żaba” Mądzielewski,

gitara – Artur „Boo-boo” Twarowski

klawisze – Tomasz „Afgański Książe” Świerk.

Koncert w krakowskim Lizard Kingu – jedno z moich ulubionych miejsc do grania
i słuchania. Grali dwie i pół godziny – zespół się nie
oszczędzał.

No cóż można napisać – grali tak, że pała mała. Co mi się po głowie
kłębiło, gdy słuchałem – Funkadelic, Parliament, Maceo Parker, miejscami
Body Count, NWA i mnóstwo innych rzeczy – wszystko to oczywiście
przemielone przez muzyków i we współczesnych brzmieniach, dużo jazzu, rocka
i przeraźliwie zaraźliwy groove. Poziom absolutnie światowy. Gdyby na sali
byli Murzyni, to cały lokal chodziłby jak resory w Jelczu na drodze gminnej.
Do tego główny bassman jest przyzwoitym i nie nachalnym konferansjerem więc
całość zawija się w po prostu doskonałe „szoł”.

Gitarzysta – zajebisty. Funkowy akompaniament, git solówki, i do tego
zajebiste brzmienie

Pani Lena – funkowy saksofon (Maceo, Maceo!), solóweczki tam gdzie trzeba i
jak trzeba.

Pałker – w jak najlepszym gatunku wszystko. Przebiteczki takie, że hoho, z
Pilichowskim bujają całą sekcją, a jak trzeba to i przygrzmocą
mocarnie.

Klawisz – funkowe piano, mnie tylko zawsze denerwuje (ale dotyczy to też
Funkadelic i innych starych zezspołów) to „kosmiczne” brzmienie, którego
czasami używał. Nie wiem, jak się on fachowo nazywa. Ale jak wycinał na
brzmieniu piana fendera i innych, to już mi mijało zniesmaczenie.

Nie jest to muzyka, której słuchał bym w samochodzie czy na wieży w kuchni,
ale na koncercie jest masakra. Niektóre kawałki – Pan Bałwan na przykład
– mogły spokojnie puszczane na imprezach dla homies czy innych OG w jakichś
zapuszczonych dzielnicach L.A. i podejrzewam, że zrobiły by tam furorę.
Szkoda, że na densflorze stały stoliki – moim zdaniem powinna być
przestrzeń do gibania się pod sceną przy takiej muzyce.

Dobrze wydane dwie dychy. Polecam, bo chyba mają jakieś tourne promujące
płytę „Noise live” (był zresztą nius na basoofce)

Z tego co zaważyłem, koncert był nagrywany (dwie duże pojemności nad
głowami publiki) więc, może będzie szansa posłuchania (kiedyś).

p.s. Jak wróciłem do domu, od razu zapuściłem. Alleluja!!! 😀

https://www.youtube.com/watch?v=rIHrdLwa_y8

Podziel się swoją opinią

2 komentarze

  1. Słyszałem ten skład na żywca w zeszłym roku. Nie mam pytań – buja aż
    szyja i kark bolą 🙂 Rewelka. Mi dla odmiany klawisz się bardzo podobał 🙂

  2. @miklo: Mi dla odmiany klawisz się bardzo podobał 🙂

    nie, nie, mi klawisz się bardzo podobał, tylko jedno brzmienie, które
    czasami włączał mnie do szału doprowadza.

Możliwość komentowania została wyłączona.