tubas – z piątku na sobotę…

Opis koncertu w Filharmonii, na którym orkiestra grała poniżej oczekiwań, a publiczność zachowywała się nietypowo. Autor doradza wybieranie się na inne rodzaje koncertów oraz opisuje, jak spędził ten czas ze swoim psem, Fadorkiem, słuchając jazzu i czytając książkę.

3614-tubas_z_suzafonem.
Przyszły wczoraj moje dziewczyny z koncertu w Filharmonii rozmarudzone jakieś
takie…

Poinformowały mnie, że orkiestra grała jak po nieprzespanej nocy, a solista
nie trafiał w dźwięki. Dyrygent zamiast kierować orkiestrą, to podawał
jej tempo na obie ręce, a na widowni siedzieli jacyś prawdopodobnie
młodociani przestępcy, bo klaskali (o, zgrozo…!) po każdej części
utworu!!!

Dodatkowo, kiedy na sam koniec nastąpiła tzw. „luftpauza” przed „fine”, to
jakiś emeryt się przebudził i zaklaskał, co spowodowało taki efekt, jak
przedwczesny wytrysk. Sflaczały koniec był gwoździem do trumny tego wieczoru
z Czajkowskim.

Doradziłem im wyjścia na koncerty metalowe lub występy kapel podwórkowych.
Tam publiczność zawsze składa się z dobrze zorientowanych fanów, którzy
albo zagłuszają wykonawców rykiem (koncert rockowy) albo chóralnym śpiewem
(kapela podwórkowa).

W każdym bądź razie my z Fadorkiem (wielorasowy pies należący do rodziny)
spędziliśmy ten wieczór bardzo sympatycznie w domu:

Po wrąbaniu goloneczki zapiekanej zajęliśmy się czytaniem (Mikkel
Birkegaard „Biblioteka cieni”), słuchaniem muzyki w bezbłędnych wykonaniach
Cheta Bakera, Milesa Daviesa, Herbie Hancocka oraz konsumpcją piwa (ja!) i
suszonych płucek (Fado!).

Nawet przez chwilę wsparłem na basiórce sekcję z płyty Hancocka… Dobrze
szło, ale to może dlatego, że nie nagłośniłem instrumentu… :
)

Nie pamiętam, czy zamieszczałem już to zdjęcie z grania Kapelą
Podwórkową w plenerze, ale spójrzcie ile radochy… Nie ma mowy o jakimś
marudzeniu… (na akordeonie Jerzyk, onże perkusista z moich wpisów,
„czytający nuty” jazzman, grający też na „płotkach” i również – jak
widać – miłośnik podwórkowych klimatów).

KLIK

I tu przypomniałem sobie jak kiedyś, w koszmarnych czasach „komuny” (1974
rok) pojechała z Jeleniej Góry na jakieś centralne eliminacje amatorskich
zespołów artystycznych ekipa w składzie: sekcja akompaniująca, kapela
podwórkowa
, zespół ludowy przy wojewódzkich związkach zawodowych oraz
kilkoro solistek i solistów śpiewających. Eliminacje trwały 5 dni, a
odbywały się na drugim końcu Polski, w jakimś miasteczku na Mazurach.
Grałem w sekcji oraz w kapeli podwórkowej.

W jej składzie oprócz mnie był też „frontman” z tarką z tego zdjęcia.
Wtedy był absolwentem liceum pedagogicznego, a teraz jest poważnym
pracownikiem merytorycznym kuratorium i psychologiem oraz pedagogiem. Mimo to
nadal śpiewa i tnie na tarce „Pepitę”…!

Otóż świetnie pamiętam sam wyjazd, trochę gorzej podróż i zupełnie nic
z pobytu na miejscu! : )

Jedyną pamiątką z tego wyjazdu jest zdjęcie zrobione w autobusie w chwili
wyruszenia…

To były czasy!

Teraz musieliby mnie chyba reanimować już na drugi dzień…

PS. No, może nie jest tak źle z formą, bo Najlepsza z Żon przywiozła z
koncertu koleżankę i przegadaliśmy do 4 rano!

PPS. „HaDath”, gratuluję wpisu „Zbiór bzdur…”. Zazdroszczę pomysłu…

Podziel się swoją opinią

23 komentarze

  1. Tubas. Czy ty nie za często tę (tą) goloneczkę wsuwasz?

    Sam lubię( + np. chrzan + PIWO) ale… tym masz chyba codziennie.

  2. mnie to ten instrument by przygniótł. Nie chcę palnąć ale nie wiem czy to
    tuba czy suzafon…

  3. Uwielbiam takie wieczory – dobra książka, dobra muzyka, bas, pies (nie
    narzeka na to, jak gram, chociaż czasem przekrzywia zagadkowo łeb, jakby się
    zastanawiał, co ja najlepszego wyrabiam z tym biednym instrumentem) i ja 😉 I
    chyba nie zamieniłabym tego na filharmonię, bo ja tłumów nie lubię 😉

    „Zbiór bzdur…” wymyśliłam, bo mi wiedzy i doświadczenia nie staje, żeby
    się na basoofce w inny sposób udzielać, więc to tak okrężną drogą o
    basowaniu, wartości merytorycznej to nie ma żadnej, odwrotnie do tego, co i
    jak piszesz Ty (i tu ja z kolei zazdroszczę, bo Ciebie, Tubasie czyta się jak
    dobrą książkę). Ale za miłe słowa dziękuję 🙂

    @kububasek: mnie to ten instrument by przygniótł. Nie chcę palnąć ale nie wiem czy to tuba czy suzafon…

    tytuł zdjęcia: „tubas_z_suzafonem”, myślę, że można autorowi zaufać w
    tym temacie 😉

  4. Ciekaw jestem kto dyrygował naszą orkiestrą?

    Pamiętam, jeszcze za czasów J.Swobody chodziłem na próby orkiestry (jako
    wierny student), On potrafił pięknie prowadzić naszych muzyków,
    przynajmniej na próbach 🙂

  5. Odezwał się „jurbassteck” i sam się prosi, żeby udostępnić wszystkim
    „basoofkowiczom” jeden z alternatywno – progresywnych produktów sesji
    nagraniowej jeleniogórskiego grafika i poety (wyraźnie słychać, że bardzo
    nietypowego wokalisty!)Maćka Lerchera. W sesji brała udział cała gromadka
    (kilkanaścioro) autentycznych, wysoko szkolonych muzyków. Część z nich
    można usłyszeć na różnych scenach i estradach Polski oraz Europy. Grają w
    znanych zespołach, śpiewają na scenach operowych i nauczają w szkołach
    muzycznych wszystkich stopni. Wśród nich wyżej wymieniony (zdaje się na
    gitarze basowej i wiolonczeli), oraz moje Dziecko na skrzypeczkach…

    A oto jeden z mniej odjechanych utworków sesji:

    Przyjemnego słuchania…!

    : )

  6. a na cóż mam się spinać skoro to mój błąd:)

    btw tej muzyki wrzuconej przez Tubasa ciężko mi się słucha.

  7. Tubas – Maciej Lercher nie robi czasem rysunków w bodajże nowinach
    jeleniogórskich? 😉

  8. Powiem szczerze, że mi też się tego dziwnie słucha 🙂

    A swoją drogą na tej Wybredni grałem na basie (oprócz mnie był drugi bas i
    kontrabas), na wiolonczeli grałem w Wybredni II.

    Żeby było ciekawie, operowaliśmy w dwóch strojach 440HZ i 450Hz o ile
    dobrze pamiętam. Dodatkowo była też używana melodyka, która stroiła tylko
    ze sobą 🙂

    Fajny eksperyment, miło wspominam.

  9. @kububasek:
    (…)
    btw tej muzyki wrzuconej przez Tubasa ciężko mi się słucha.

    No i masz „kububasku” wyjaśnienie „jurbasstecka” dlaczego Ci się ciężko
    słucha…

    ; )

    Ciesz się, że nie szczędząc zdrowia, przesłuchałem materiał i
    zamieściłem właśnie ten „utwór z Loch Ness”, a nie jakiś jeszcze bardziej
    alternatywny!…

  10. Me like it! Nawet w którymś momencie zaczęłam sobie podśpiewywać 😉
    Tubasie, wiem, że masz tego więcej, nie podzieliłbyś się? 😀

  11. strasznie wkręcająca ta muzyka. Próbowałem coś podgrywać, ale niuja 😀 za
    cinki jestem 😀

  12. @tubas:
    Ciesz się, że nie szczędząc zdrowia, przesłuchałem materiał i zamieściłem właśnie ten „utwór z Loch Ness”, a nie jakiś jeszcze bardziej alternatywny!…

    Jak będzie gotowa Wybrednia II, to dopiero wtedy będzie można mówić o
    avangardzie 🙂

    A jak ktoś jest zainteresowany całą Wybrednią I, to niech kliknie link w
    moim podpisie.

    Ewentualnie tutaj:
    (www.wybrednia.mp3.wp.pl/)
    (www.ekambard.mp3.wp.pl/)

  13. Masakrycznie pokręcone na początku myślałem że się stroją gitary dopiero
    xdd ale potem nie powiem warto było odpalić… a jak do wokalu dobrnąłem to
    już naprawdę rispect grać w czymś takim na basie to lvl 12 na 10
    możliwych.

  14. doprawdy inspirujące. Historia Yetiego przeciwstawiającego się
    mainstreamowi. Ten to dopiero był alternatywny!

  15. @Grzyb: Masakrycznie pokręcone na początku myślałem że się stroją gitary dopiero xdd ale potem nie powiem warto było odpalić… a jak do wokalu dobrnąłem to już naprawdę rispect grać w czymś takim na basie to lvl 12 na 10 możliwych.

    I teraz weź pod uwagę, że to wszystko jest, albo raczej było improwizowane
    🙂

  16. A mi się podoba DO momentu, w którym wchodzi wokal.

    Podobne klimaty pojawiały się na pierwszych płytach VDGG czy King Crimson
    ale tam stanowiły raczej tylko wstęp (tło) dla utworu a nie były jego
    sednem.

    PS. Tubas, skoro pamiętasz wydarzenia sprzed 38 lat to ile Ty ich masz?

  17. @Steve Rondel: (…) Tubas, skoro pamiętasz wydarzenia sprzed 38 lat to ile Ty ich masz?

    Jak to ile mam? Jak umarłem to miałem 94 lata…

  18. @tubas: Jak to ile mam? Jak umarłem to miałem 94 lata…

    Tubas, hahaha! Genialne 🙂

  19. Wybrednia – Dłonie – w podobnym klimacie grała w okolicach 1972 – 1973 roku
    GRUPA NIEMEN Czesława Niemena z muzykami z SBB + Nadolski + Przybielski

  20. Wiecie, zauważyłem właśnie, że Jelenia Góra jest matecznikiem plastyków
    z odchyleniem na „dziwną”, bardzo autorską, muzykę.

    Dawno, dawno temu – za lasami i górami, w przepięknej kotlinie, nad rzeką,
    co Bóbr się nazywa – żył, był pewien rzeźbiarz, tworzący w drewnie
    monumentalne dzieła. Miały one użytkowe przeznaczenie (jako ławki i
    siedziska plenerowe), ale jednocześnie tworzyły fantastyczny świat rycerzy,
    potworów i dziewic (chyba…). A nazywano go „Yeti” (Ryszard Zając)!

    Pamiętam występ Jego zespołu „Stado YETI” na przeglądzie w początkach lat
    70-tych:

    Na estradę wytoczono autentyczną fisharmonię z podłączonym, jako
    źródłem powietrza do piszczałek – odkurzaczem. Gromada hippisów pojawiła
    się na scenie z gitarami. Włączyli odkurzacz, a „Yeti” otworzył Biblię, z
    której zaczął czytać fragment, o ile dobrze pamiętam, „Objawienia Św.
    Jana”. Znienacka wyjął korkowiec i pierdyknął z niego przy mikrofonie.
    Nagły huk był taki, że część zdumionego jury chyba się osr…! W tym
    momencie „Yeti” wydobył z siebie przeraźliwe wycie, a reszta ekipy „full and
    drive” na gitarach!

    Nigdy potem nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia i pamiętam Go po 38
    latach jak dziś!

    Na Placu Ratuszowym i w parkach Jeleniej Góry, przez długie lata stały Jego
    ławki i inne dzieła, robione na zamówienie komunistycznych przecież, władz
    miasta.

    „Yeti” był mistykiem i fantastą – prawdziwym hippie… A mimo to znalazł
    zrozumienie u gospodarzy kotliny w samym środku epoki Edwarda Gierka.

    Jak mówiłem – matecznik artystów i dziwaków.

    EDIT: „Yeti” jest w pełni formy artystycznej, wciąż tworzy i w zeszłym
    miesiącu miał swój benefis…

Możliwość komentowania została wyłączona.