tubas – kilka marudnych uwag…

Właśnie wróciłem z nietypowego koncertu w Filharmonii, gdzie Chopin był grany w jazzowych aranżacjach. Mimo kilku świetnych momentów ogólne wrażenie pozostawiło wiele do życzenia.

Przed kilkoma minutami wróciłem z koncertu w naszej Filharmonii, gdzie
orkiestra symfoniczna z towarzyszeniem dość licznej grupy gości wykonywała
Chopina na jazzowo(sic!). Uprzedzam, że wg najlepszej z żon jestem marudny
jak stara baba w połogu, więc moje dalsze uwagi niekoniecznie są w pełni
obiektywne. Powiem tak; ogólnie było do d*py, choć parę jasnych momentów
odnotowałem.

Te jasne momenty to przede wszystkim sekcja w składzie: Paweł Tomaszewski –
piano; jak zawsze świetny, technicznie i stylistycznie, feeling, drive,
charyzma; Dariusz Ziółek – gitara basowa; wykonał piękną solówkę na
basiórce i zaśpiewał(!) walca „minutowego” z własnym akompaniamentem na
basie; Adam Buczek – perkusja; trochę spięty, pewnie dlatego, że nie mógł
„przyłożyć”, bo zagłuszyłby symfoniczną.

Zagrali też jeden utworek jako trio i to był drugi jasny punkt.

Trzeci to Jacek Namysłowski na puzonie. Świetny! O jego Tacie Zbigniewie
Namysłowskim litościwie nie wspomnę. Kiedyś go uwielbiałem, a dzisiaj
szanuję za to co grał wtedy…

Anna Serafińska to kolejny jasny punkt. Profesjonalistka i sympatyczna osoba.
Śpiewa jak trzeba, ale tego należy się spodziewać po adiunkcie Wydziału
Jazzu z doktoratem ze śpiewu rozrywkowego i jazzowego.

Występował jeszcze całkiem niezły zespół wokalny, a właściwie prawie
chór VOICE FAKTORY.

Dlaczego więc do d*py?

Ano dlatego, że dyrygent nie w pełni panował nad dobrą przecież
orkiestrą. Dodatkowo aranżacje większości utworów powodowały
„przykrywanie” kwintetu przez dęciaki i sekcję perkusyjną. Nie ma też
Stanisław Fijałkowski tej charyzmy, jaką zademonstrował dyrygent opisywanej
przeze mnie jakiś czas temu kantońskiej orkiestry tradycyjnej z Chin. Ogólne
wrażenie dość nijakie… Spodziewałem się więcej!

Pewnie rzeczywiście marudzę, ale nie byłem odosobniony w takiej ocenie.

Po pierwszej części, w przerwie, wymieniliśmy opinie ze znajomymi muzykami i
okazało się, że są wyjątkowo zgodne.

I tak z wielu dobrych składników powstał nijaki wypiek! Nie pierwszy raz i
pewnie nie ostatni, niestety.

PS. Posłucham Zbigniewa Namysłowskiego na starym winylu „Winobranie”.
Przypomnę sobie za co Go szanuję…

Podziel się swoją opinią

5 komentarzy

  1. Stare utwory Namysłowskiego to jest to!

    Gdzieś mi się poniewierają upolowane w sieci, zgrywane z winyli (bo innych
    wydań nie ma niektórych jego rzeczy) rarytasiki. 😉

  2. Tubas gdzieś ty w Polsze widział dobra filharmonię…? Przecież to z góry
    musiało ostać się porażką…

  3. Miła „Szanko”!

    @Muzz: Przecież to z góry musiało ostać się porażką…

    Niestety „Muzz” ma rację! Duża orkiestra symfoniczna grająca jazzową
    aranżację fortepianowego utworu Chopina spłyconego do dwóch fraz motywu
    przewodniego, z akompaniamentem do improwizacji opartym na dwóch akordach? To
    po prostu… kupa.

    W małym składzie, z liderem mającym dobry pomysł to mogłoby się udać i
    udało się Pawłowi Tomaszewskiemu w trio (jeden z jasnych punktów
    wieczoru).

  4. A tak po prowdzie jeżeli chodzi o Chopina, czasem wystarczy tylko z rytmem
    pokombinować i jest taki Jazz że mała bania.

Możliwość komentowania została wyłączona.