tubas – poliglota… : ]

Autor dzieli się swoimi wspomnieniami związanych z wykonywaniem coverów w różnych językach na imprezach muzycznych, podkreślając humorystyczne pomyłki językowe i jak muzyka zbliża ludzi z różnych kultur.

Już druga „basoofkowiczka” dała znak życia! Pozdrawiam „regularkate”…
Odnalazłem zdjęcie, co by unaocznić sobie wygląd Kasi (choć sądząc po
nicku, nie lubi swojego imienia w wersji krajowej?). No! Bardzo foremnie
ukształtowany organizm, ale co ja tam wiem…! Najlepsza z żon twierdzi: „nie
dość, że stary i głuchy, to jeszcze ślepy, a ślepemu podoba się wszystko
co zdoła odróżnić od tła!” (sama przyjemność słuchać Jej, kiedy ma
natchnienie. Żyję dla tych chwil!… ; ) )

Nie wierz w to „regularkate”. Bez problemu odróżniłbym Cię od dowolnego
tła! : )

No, ale dość flirtów – przejdźmy do innych pierdółek!

Niedawno „glatzman” zapytał w jakim języku wykonywaliśmy covery?
Odpowiedziałem cytując ulubiony refren naszego ówczesnego perkusisty: „sru –
ewerplej – gastronomia – bejbi – ju – law- mi – jes – tu – ju!”. Przy tej
okazji przypomniałem sobie wiązanki przebojów z różnych stron świata, w
języku włoskim, francuskim, rosyjskim, angielskim a nawet jidysz i niemieckim
(języki bardzo, ale to bardzo podobne do siebie, chociaż sporo też słów
polskich i rosyjskich…), wykonywane na „chałturkach”.

Ciekawa rzecz – o ile różnojęzyczne teksty zwykle wokaliści starali się
przekazać maksymalnie wiernie, to z angielskim dawali sobie spokój i
wyłącznie refreny oraz tzw. „szlagworty” miały coś wspólnego z
oryginałem. Była to zagadkowa sprawa, ponieważ dotyczyła wszystkich(!)
wokalistek i wokalistów. Grając standardy jazzowe, nauczyłem się rozumieć
trochę tekst napisany po angielsku, a nawet wygłoszony w tym języku.
Pozwalało mi to stwierdzić bezspornie, że to co śpiewają to zwykły stek
bzdur. Nikt się tym wtedy nie przejmował!

Obecnie wokaliści śpiewają teksty angielskie, ale akcentowanie i wymowa
natychmiast zdradza, że urodzili się nad Wisłą a nie Tamizą czy Missisipi.
Nieliczne wyjątki (np.Aga Zarian) potwierdzają tą nową regułę.

Małe wspomnienie:

Grałem kiedyś wypasionego Sylwestra w pałacyku zwanym „Paulinum”, a
należącym wówczas do wojska. Wśród balangowiczów wyższa kadra oficerska,
jeleniogórska „high society” oraz spora grupka gości z różnych stron
świata. Poproszono nas o wykonanie „czegoś rosyjskiego”… Poczemu niet, my
ispałnili eto żiełanie! Mała wiązanka rosyjskich romansów, ale z tekstem
i to polskim, tylko jeden z nich – znane powszechnie „trojki dwie…”. Na bis
„pust’ wsiegda budiet sołnce…”!

No i się zaczęło! Przyszli Niemcy. Zagraliśmy instrumentalnie ichnie „pije
Kuba do Jakuba” o tytule, który wyleciał mi z pamięci, a który to utwór
ryczeli na całe gardło wraz ze swoim towarzystwem. Po nich przylazł Francuz
z Polką i usłyszał „Je taime”. Dla dwóch Włoszek wykonaliśmy całą
wiązankę, którą mieliśmy w stałym repertuarze. Jeszcze tylko czekaliśmy
na Żydów, ale żaden się nie ujawnił! : )

Najlepsze było to, że na moje pytanie o poprawność językową cudzoziemcy
stwierdzili, że było całkiem zrozumiale. (!?)

Jedynym wyjaśnieniem tego zjawiska mogła być pora.

Otóż było już dobrze po północy i podejrzewam, że nawet Arab z
Chińczykiem by się świetnie zrozumieli!!!

Podziel się swoją opinią

13 komentarzy

  1. Ja się kiedyś z przypadkowo napotkanym chińczykiem po angielsku dogadywałem
    – śmieszna sytuacja jak dwoje ludzi mówiących w dwóch różnych językach,
    dogadują się w trzecim. 🙂

    Co do śpiewania po angielsku – główną wadą zdradzająca, że nie śpiewa
    Anglik/Amerykanin jest hiperpoprawność wymawianego tekstu. Jankes zaśpiewa
    niedbale i niezrozumiale, Polak tak, że nie zna się języka a wiadomo o czym
    śpiewa. 😉

  2. A propos porozumienia między narodami przypomniała mi się taka historia.

    W moim mieście była kiedyś knajpka ze sceną i cały czas wystawionymi
    instrumentami – w tym pianino.

    Pózna pora.

    Nasz rodzimy mistrz bluesa Wojtek (przy okazji stary wyjadacz chałturniczy)
    siadł do pianina (bedąc już pod „wpływem”) i zaczął grac standardy
    bluesrockowe.

    W pewnym momencie wchodzi grupka Szwedów, siada za stołem i zaczęli się
    raczyć polskim piwem.

    Nie minęła godzina i jeden z nich złapał gitarę i zaczął sekundować
    Wojtkowi.

    Na początku wspólnego grania (i picia piwa) mieli problem z porozumieniem, ale
    po pewnym czasie (czy też po kilku piwach) dogadywali się bez problemu.

    Wojtek uzywał tylko jednego zwrotu: Ty makenzi, y? y?

    Przy czym kiwał głową.

    I ten Szwed wiedział co grać!

    P.s. Numery Stonsów i Beatleów spiewali równo. Z tym tylko, że … Wojtek
    nie zna angielskiego.

    Może ten Szwed też nie znał.:)

  3. Pewnego razu strasznie zagubiłem się na Węgrzech, było już bardzo późno a
    ja zgubiłem drogę do internatu. No to pytam się po angielsku, nie znają, po
    rosyjsku d*pa, po niemiecku ni ch…

    załamany i zalany w trupa postanowiłem ruszyć w drogę gdzieś… i tak ide
    i ide i spotykam dwóch gości, strasznie podejrzane mordy które nadają w
    dziwnym egeszgelege języku no to ja po angielsku no to oni pokazują mi palcem
    , zebym ruszył za nimi.

    Ide i idę i zaczynam się orientować, że szykuje mi się wpie… i kasowanie
    kieszeni bo miejsce co raz ciemniejsze i goscie coś dziwnie machają łapami
    wiec w odruchu obronnym rzuciłem zgrabna wiązanką typu chyba was po… k…
    mać jak wam pie…to… itd.itp. Wiecie co się stało, goście zawrócili,
    podprowadzili pod monopolkę, kupili flaszke, wypili ze mna i zaprowadzili do
    internatu, bo zorientowali się, ze ja to pewnie z tej polskiej kapeli co
    przyjechała.

    Ot jak K…a uratowała mi mordę. 😉

  4. A myślałem że to ja bylem fajny po zagraniu/śpiewaniu Aux Champs Elysees w
    wersji na gitarę elektryczna…

  5. Jako że jestem jeszcze młody i niedoświadczony w graniu, niestety nie mam
    jeszcze anegdot pijacko-klezmerskich ;). Na obce języki zdecydowanie polecam
    za to śpiewać w chórze. Na razie śpiewając przerobiłem łacinę,
    angielski, hiszpański, portugalski, niemiecki, włoski, francuski węgierski.
    Niby wydaje się to błahe, ale dużo można się nauczyć chociażby o wymowie
    pisanego tekstu (różnice hiszpański/portugalski w czytaniu, węgierski to
    już w ogóle kosmos), z łaciny już nawet rozpoznaję trochę słów i
    gramatyki, a części mszy katolickiej znam niemalże na pamięć.

    Rdzenny angielski akcent jest bardzo trudno sobie wyrobić, za to amerykański
    jest już do opanowania. Wystarczy się osłuchać (filmy, muzyka, rozmówcy),
    podchodzić na luzie i nie wypyskowywać tak dokładnie końcówek (po tym
    szczególnie poznać nie-angielskich wykonawców).

    No i do tego co pisał Zakwas, jest to może trochę zabawne, ale bardzo się
    cieszę, że za granicą można po angielsku poszprechać z nie-anglikami.

    No i czekam na kolejne wpisy Tubasa oczywiście.

  6. @Temper: A to koniecznie musi być chór? Wystarczy przy ognisku śpiewać
    piosenki ludowe dla zabawy!(Dla tego tylko nauczyłem się akordów na gitarę
    akustyczną!)

    Co do akcentu, nic na siłę, nie każdy musi gadać oksfordzkim akcentem,
    swoją drogą angole mają bardzo swobodny stosunek do angielskiego.

  7. Z językowych sytuacji najmilej wspominam tegoroczny wyjazd z dziewczyną do
    Berlina. Pierwsza miła sprawa – nawet z emerytami płynnie po angielsku się
    szło porozumieć. My praktycznie ni hu hu po niemiecku, więc było to dla nas
    zbawienie. No ale:

    Pierwszego dnia wybraliśmy się do darmowego muzeum ofiar holokaustu (czy
    faszyzmu? nie pamiętam), stoimy w małej kolejeczce, podchodzi Pani przewodnik
    i zaczyna „Sprehen się Deutch?” my z angielskiego, że „No”, więc pyta „Where
    are you from?”, my trochę niepewnie, że Polska. W tym momencie na jej twarzy
    jaśnieje uśmiech i rzuca czysto „To ja Wam przyniosę zaraz polskie ulotki”,
    wraca z ulotkami, patrzę na jej plakietkę – Ewa Baran…

  8. Kilka lat temu w Bonn na obozie sportowym byłem [2003r. jakoś].. W markecie
    zakupy robimy, przy kasie bierzemy siateczkę foliową, a babka w kasie PIK i
    kilka feningów do rachunku.. A my swobodnie na głos między sobą:

    – K%R#A, za siatki kasują, ale zdzierstwo..!

    – A co? W Polsce to za siateczki się nie płaci? -Odpowiada kasjerka.. 😐

    Niby drugi koniec Niemiec, a tu proszę, jaka niespodzianka :]

  9. @Muzz: Pewnego razu strasznie zagubiłem się na Węgrzech (…)

    Ktoś kiedyś powiedział święte słowa, że węgierski to nie język, to
    choroba gardła.

  10. Anegdotka z tegorocznych wakacji Polki w USA:

    Odwiedziny w pralni chemicznej w Los Angeles, prowadzi ją emigrant z Rosji,
    facet po 50-tce. Słysząc dziwny akcent u dziewczyny, zaczyna dialog (po
    angielsku):

    -Skąd jesteś?

    -Z Polski.

    -Och, z Polski… A uczą u was jeszcze rosyjskiego w szkołach?

    -Nie, od dwudziestu lat, nie…

    -Oj, to niedobrze, niedobrze. Powinni uczyć, bo Rosjanie jeszcze wrócą!

  11. @zakwas: śmieszna sytuacja jak dwoje ludzi mówiących w dwóch różnych językach, dogadują się w trzecim. 🙂

    Byłeś kiedyś we Francji? 😀

  12. Kolega był pewnego razu na Węgrzech to ani jeden ani drugi nie mówił w
    żadnym języku poza swoim, do czasu kiedy wypili trochę procentów i im się
    od razu lepiej rozmowa układała (po angielsku!)

Możliwość komentowania została wyłączona.