tubas – towarzysko-sentymentalny…

Artykuł przedstawia sentymentalny obraz teatralnego śrwiata, gdzie szacunek i przyjaźń między różnymi sekcjami - od aktorów, przez muzyków, po obsługę techniczną - ściśle wiąże się z profesjonalizmem i wzajemną sympatią.

Teatr, który „przygarnął” mnie na 18 lat miał specyficzny układ
towarzyski. Nie wiem, czy gdzie indziej było podobnie, ale u nas
funkcjonowało to tak, że podział między aktorami, muzykami, administracją
i „technicznymi” istniał wyłącznie w aspekcie zawodowym.

Pod tym względem obowiązywał pełen szacunek wzajemny i „nie wpieprzanie
się” w nie swoje sprawy!

W pozostałych aspektach luz… Poza sceną aktor (aktorka) próbujący
utrzymywać dystans do „plebsu” teatralnego, był przez wszystkich członków
teatralnego stadka traktowany jak skażone powietrze i poddawał się najdalej
po paru tygodniach.

Działo się tak już od wojny, ponieważ jeleniogórski teatr powstał z tzw.
„czołówki teatralnej Wojska Polskiego” gromadzącej wybitne nazwiska
przedwojennej sceny polskiej i to zarówno aktorskie jak i ludzi innych
teatralnych zawodów.

Kolejne pokolenia podtrzymywały tę tradycję, tym bardziej, że część
najświetniejszych nazwisk tej sceny miało za sobą także epizody pracy w
zapleczu scenicznym. Zanim pokończyli studia aktorskie i pozdawali odpowiednie
egzaminy, często praktykowali jako inspicjenci, suflerzy czy rekwizytorzy.

Przez jeleniogórski teatr przewinęły się prawie wszystkie aktorskie i
realizatorskie gwiazdy lat 60-tych i 70-tych XX wieku i wzajemny szacunek był
tu normą!

Szczególnie przez wszystkich szanowany i bardzo lubiany był kierownik
muzyczny teatru – kompozytor, aranżer, pianista, jazzman i adorator pięknych
kobiet, które zresztą łatwo poddawały się Jego urokowi.

Nienaganne maniery Pana Bogdana Dominika – bo o Nim mówię, oraz Jego kultura
i erudycja, były niedościgłym wzorem dla szczęściarzy, mających
przyjemność Go poznać.

Nie chcę przytaczać wszystkich nazwisk, żeby kogoś nie pominąć, więc
napiszę tylko o tych, którzy poszli swoją całkowicie własną drogą
teatralną a są moimi osobistymi znajomymi…

* Małżeństwo Jadzi i Tadeusza Kutów:

Oboje poznali się w Jeleniej Górze, gdzie spędzili kilka lat jako młodzi
aktorzy, a po ślubię i kilku kolejnych latach pełnej sukcesów pracy w innych
teatrach, wrócili, aby zostać na zawsze! W Michałowicach pod Jelenią Górą
wybudowali swój własny TEATR NASZ.

Pamiętam walącą się chałupę, położoną na leśnym stoku, z widokiem na
góry wartym każdych pieniędzy.

Teraz – po latach, jest to bardzo stylowy kompleks teatralno-wypoczynkowy.
Składa się z budynku teatru, zabudowań mieszkalno-hotelowych i
restauracyjki. Tradycją stało się, że Gospodarze zawsze(!!!) w czwartek
dają spektakl nawet dla kilku osób! Oprócz tego ciągle coś się tam
dzieje. Jak nie spektakl, to koncert poetycki, jazzowy, bluesowy czy kameralny.
Wokół siebie Jadzia i Tadeusz zgromadzili pokaźny krąg zaprzyjaźnionych
muzyków, malarzy, poetów i w ogóle LUDZI!

Pamiętam, jak urządzali 10-lecie w jeleniogórskim teatrze, ponieważ salka
TEATRU NASZEGO nie pomieściłaby tylu zaproszonych gości. Wchodzących
znajomych witała radosnymi okrzykami ich córeczka- wówczas kilkuletnia:
„Cześć wujek! Dobrze, że przyszedłeś. Będzie fajnie – zobaczysz!”

* Mistrz Ryszard Wojnarowski:

AKTOR, reżyser, wszechstronny erudyta, człowiek o niezwykłym poczuciu
humoru, mistrz tzw. „zwischenrufów” (Jego najlepszy „zwischenruf” nie nadaje
się do powtórzenia ze względów towarzyskich). Wielokrotnie nagradzany przez
publiczność i krytyków za swoje kreacje i osobowość sceniczną. Obecnie
założyciel i aktor Teatru „Maska” – kilkuosobowego zespołu „teatru
bezdomnego”. Współpracuje także ze scenami niemieckimi. Zakochany w swoich
Michałowicach, gdzie mieszka i pracuje.

Michałowice to górska osada pod Jelenią Górą, obecnie kolonia artystyczna.
Malarze, plastycy, architekci, muzycy, aktorzy; „Teatr Nasz”, Teatr „Maska” i
chyba najbardziej znany:

* Teatr CINEMA – założony przez grupę aktorów i
realizatorów o wyobraźni plastycznej i inscenizacyjnej wykraczającej poza
nasze krajowe podwórko. Nie mieścili się w ramach instytucjonalnego teatru i
założyli wspólnotę artystyczną właśnie w Michałowicach.

Na „codzień” grają w filmach i uczestniczą w różnych projektach
artystycznych, a raz na jakiś czas tworzą niezwykłe widowisko. Spektakl,
gdzie słowo, kostium, scenografia, ruch i muzyka to jedność, tworząca
świat jak z wierszy Edwarda Leara i obrazów Magritte’a. Jeżdżą po świecie
i łatwiej zobaczyć ich w Paryżu niż w Jeleniej Górze.

W nich wszystkich przetrwał klimat tamtej wspólnoty towarzyskiej, a nasze
spotkania – choć nieczęste – są bardzo sympatyczne. Wciąż coś nas
łączy…!

Życzę Wam, żebyście po latach też mogli to powiedzieć o spotkanych w
życiu zawodowym ludziach…

PS. No i znowu się wzruszyłem! Mam jeszcze trochę „pomarańczówki”. Chyba
dziś wieczorem ja skończę z najlepszą z żon…!

Podziel się swoją opinią

3 komentarze

  1. Pozazdrościć tylko… Aż słów brak 🙂

    a tak apropo pomarańczówki i wcześniej pojawiających się „wspomagaczy
    pamięci”. Jakiś swój wyrób może? 😀

  2. Gratuluję wspomnień tubasie, kolejna piękna historia 🙂 Tak jak już pewnie
    znaczna częśc forum czekam na książkę.

Możliwość komentowania została wyłączona.