tubas – bułka z dżemem… i inne sprawy

W tekście dzielę się nostalgicznie naładowanymi wspomnieniami związanych z smakami młodości, szczególnie bułką z dżemem, oraz barwnymi anegdotami z życia muzycznego i podróży kolegów. Wszystko to przywołane przez wpis na blogu 'Kaprala', gdzie znajdują się porady kulinarne z dzieciństwa.

Wczoraj dopisałem komentarz do jednego z przepisów „Kaprala” na
jedzonko, a dzisiaj postanowiłem to doprawić, rozszerzyć i dołączyć do
blogu (nie to, że wspomnienia mi się kończą, o nie! nie liczcie na
to!):

Przeglądając archiwalne wpisy na „basoofce” wciąż wracam do blogu
„Kaprala”.

Jako smakosz – w razie konieczności – krańcowo niewybredny, z prawdziwym
wzruszeniem odkrywam w tym genialnym poradniku, smaki mojej młodości. „Bułka
z dżemem” poruszyła mnie jak mało co ostatnio… Taż to moje śniadanko
ulubione z lat pacholęcych! Na drugim krańcu smaków figuruje ulubiona
kolacyjka, czyli „chleb ze szmalcem” jak z warszawska mówiła moja Mama.
Smalec oczywiście ze skwareczkami i cebulką, dobrze przyprawiony!!!

Do bułeczki – mleko zimne, do „szmalcu” – gorąca kawa zbożowa z
mlekiem…

Milcz serce, czy co to tam tak burczy tęsknie!…

Upalne lato i bułka z dżemem spowodowały, że przy okazji wspomniałem
mojego szkolnego kolegę (nie pisałem, że Szkoła Muzyczna była moim
dodatkowym kaprysem?) z Technikum Elektronicznego. W lipcu 1972 roku
przejechał przez całą Polskę pociągiem, w klapkach „japonkach”, z torbą,
w której miał co następuje:

[*]13 butelek „jabola”

[*]zapasowe kąpielówki

[*]legitymację szkolną

Graliśmy wtedy w Ustce, po ośrodkach wczasowych i klubach FWP.

Jechał 18 godzin „o suchym pysku” i przybył w porze śniadaniowej głodny jak
wilk. Był bez grosza, bo za wszystko co miał kupił dla nas w rodzinnym
mieście ulubiony składnik „grzańca”, czyli wino marki „Wino” i wiózł je ze
sobą. Podróżował oczywiście „na gapę”! Przyjechał, bo był fanem naszego
zespołu i chciał zobaczyć jak „schodzimy na psy”, grając po nadmorskich
wczasowiskach. Pożarł nam wszystkie bułki z dżemem, jakie
podano na śniadanie, popił „jabolem” i poszedł wziąć prysznic. Przed
obiadem znaleźliśmy go skulonego w kącie kabiny prysznicowej, gdzie zasnął
zmęczony podróżą. Lała się na niego zimna już woda i jak go
obudziliśmy, to „grzaniec” przydał się jak znalazł. Nie był muzykiem, ale
„czuł bluesa”, a teraz jest autentycznym generałem WP przed emeryturą…

A oto drugie wspomnienie z tego naszego „tour de Wybrzeże”:

Byliśmy niepełnoletni (poza „gwiazdą”, o której wpis czeka gotowy na
piątkowe ENTER) i ktoś musiał być zleceniobiorcą naszych grań. W tym celu
pojechał z nami nasz o kilka lat starszy kolega, świetny gitarzysta, spec od
bossanovy i bardzo dobrze swingujący improwizator. Przykład muzyka
dotkniętego palcem Bożym! To on był wtedy naszym wzorem, także dla mnie,
ponieważ na basie również grał całkiem przyjemnie. Podpisywał za nas
umowy i trzymał całą kasę. Tenże „Pepsi” – bo taką miał u Pań ksywkę
ze względu na słodką, chłopięcą blond urodę – nie grał z nami, tylko
byczył się na plaży cały dzień, a w nocy gdzieś go nosiło…

Aż tu znienacka zjawiła się jego dziewczyna o ksywce „Barbie” (bardzo
adekwatnej do jej image’u). Przejechała całą Polskę, żeby przyłapać go
na „zdradzie”. Wymęczony „Pepsi” odsypiał pełną wrażeń noc, kiedy
zasłoniła mu oczy, obudziła i zapytała słodko:

-Zgadnij, kto to?

Nie zgadł nawet za szóstym razem!!! Dostał po pysku, potem zrobiła mu
„pilota” w pokoju, a następnie wychlała resztę naszych bezcennych, chowanych
na czarną godzinę „jaboli” i poszła utopić się w morzu. Dotarła do
najbliższej ławeczki, na której zasnęła jak kamień… Stamtąd, na
pożyczonym wózku dwukołowym odtransportowaliśmy ją z powrotem. Na drugi
dzień „Pepsi” i „Barbie” ustalali już wspólnie datę ślubu, ale „jaboli”
nigdy nam nie odkupiła!

Jedna bułka z dżemem, a ile wspomnień. Dziękuję Ci, „Kapralu”…

Podziel się swoją opinią

5 komentarzy

  1. tak się schlała że zapomniała co się wcześniej stało? 😀 czad (odnośnie
    opowiadań) 😀

  2. No to już wiadomo co macie zrobić jak nie poznacie własnej dziewczyny. Parę
    litrów Jaboli i po kłopocie 😀

  3. Genialne wspomnienia 🙂 Trzeba mieć chyba naprawdę szczęście żeby tyle
    przeżyć.

  4. E, tam – szczęście… Na razie wypada mniej niż jedna historia na rok
    życia! Przez cały rok to każdy ma przynajmniej jedno zabawne wspomnienie.
    Trzeba je tylko wygrzebać z pamięci i zapisać…

Możliwość komentowania została wyłączona.