Ciężkie życie chałturnika. Czyli o graniu na weselach słów kilka :]

Gra na weselach może wydawać się łatwym sposobem na zarobek, ale wymaga ciężka pracy, przygotowania dużego repertuaru i umiejetnego doboru sprzętu. Jest to ciekawy sposób na zdobycie doświadczenia muzycznego, ale wiąże się z wieloma wyzwaniami.

Jak mówię znajomym, że gram na weselach, każdy praktycznie reaguje w ten
sposób : O ale fajnie, zjesz, popijesz… Muzycy mówią, o fajnie, za
nicnierobienie trzepiesz równą kasę. Otóż sprawa nie do końca wygląda
tak kolorowo. Moje osobiste wnikliwe analizy podkarpackiego rynku
weselno-okolicznościowo muzycznego dały konkretne wnioski. W porównaniu do
pracy kelnera rzeczywiście nie jest tak źle, bo zarabiamy dwa razy więcej, a
nie ganiamy cały czas z tackami i nie wysłuchujemy obelg pijanych gości
(chociaż… ale o tym za chwilę). Także jest to dobry sposób na zarobienie
całkiem sympatycznych pieniędzy przez wakacje, cały czas obcując z własnym
instrumentem i zdobywająć doświadczenie w róznych stylach muzycznych.
Jednak praca wcale nie jest łatwa.

Pierwsza sprawa to czas grania na jednej imprezie. Nie czarujmy się przez
jedno wesele trwające do 4 nad ranem w d*pę dostają nasze palce, nogi,
wiosło, wzmacniacz i uszy. Taka jest prawda i zmęczenie jest naprawdę
nieliche, jeżeli jeszcze po całej imprezie musisz spakować cały sprzęt w
kejsy, ostrożnie zapakować na auto i potem wynieść na pierwsze piętro do
sali prób. No słowem przesrane.

Druga sprawa to materiał, który trzeba ogarnąć. Żeby ugrać wesele
wystarczy spokojnie 80/100 utworów. Jednak goście nieraz mają tak egzotyczne
życzenia, że trzeba być przygotowanym na wszelkie możliwości, więc dobrze
mieć zapas spodziewanych niespodzianek. Bezpieczna ilość to ok 180 utworów.
Z pijanym nie porozmawiasz a nieraz się spinają i robią awanturę, np za to
ze nie chcesz im zagrać po raz piąty hej z góry z góry jadą mazury.
Ostatnio na wesele państwo młodzi zażyczyli sobie
https://www.youtube.com/watch?v=wa7GS6j_QdI ten utwór i do tego Nothing Else
matters. Klient nasz pan, trzeba się dostosować

Trzecia sprawa to dobór repertuaru. Wielu uważa, że na weselu to wystarczą
polki, walczyki i jakieś gnioty. Owszem, wystarczą, ale jeżeli chcesz
zarobić na graniu, mieć trochę więcej terminów zajętych, trzeba się
czymś wykazać. Pomału gusta się zmieniają, rzadziej zdarzają się wesela
dwudniowe, zanikają oczepiny. Oczywiście nie należy uogólniać, zdarzają
się wesela gdzie ludzie najlepiej bawią się przy disco polo czy ludowej
muzyce. Kapela się przy tym nie bawi. Za to fajnie jest mieć trochę ambitnej
muzyki, którą można zaskoczyć gości, jakąś sambę, foxtrota, trochę
disco czy muzyki znanej z radia. Polski rock też doskonale sprzedaje się na
weselach (Lady pank, Maanam, Perfect, Budka suflera etc). Tak więc repertuar
musi być urozmaicony, żeby i starsi i młodsi znaleźli dla siebie coś
dobrego. Mnie osobiście marzy się taki ekskluzywny zespół unplugged
grający swinga, trzepiący dużą kasę i grający tylko dla wybranych. Może
kiedyś…

Kondycja muzyczna. Grając non stop również ćwiczysz. Obracasz się w
różnych gatunkach co na pewno rozwija wyobraźnię. Przede wszystkim granie
na chałturze uczy basistę pokory. Oducza swędzących palców. Grasz tyle ile
powinieneś, bo jak się wybijesz to się szybko zmęczysz. proste

Kolejna sprawa to sprzęt. Wielu osobom również wydaje się że na chałturę
to nie trzeba niewiadomo czego, wystarczy byle shit żeby tylko zagrać i
zgarnąć kasę. Z takim podejśćiem daleko nie zajdziesz. Paradoksalnie,
goście weselni wielką uwagę zwracają na brzmienie i to nie tylko krzyczą,
że za głośno, ale nieraz przychodzą i mówią że za cicho, albo że
saksofon za głośno. Oni wielką uwagę zwracają na podobieństwo utworu do
oryginału, im bliższe oryginałowi, tym dla nich lepsze. Z punktu widzenia
basisty warto mieć jakiś mały skuteczny piecyk z bliskim prawdy wyjściem
liniowym:) coby sygnał nie był zakłamany. Dobrze sprawdzają się też
przodowe zestawy Dynacorda(dwie stosunkowo małe paczki + jeden konkretny
subwoofer). Zestaw skuteczny dynamiczny i selektywny. Brzmienie jest szalenie
ważne. Jak nie będzie słychać wokali to wesele jest spalone. Dlatego ważne
są też odsłuchy.

Wizerunek zespołu. Na rynku są rozmaite kapele, grające na żywo czy też z
dyskietek. Klienci mają różne wymagania, ale wiadomo że zespoły droższe i
bardziej doświadczone grywają raczej na żywo. Dęty instrument też jest
ogromnym urozmaiceniem. Zwłaszcza saksofon lub trąba. Fajnie jak zespół
jest ubrany w jednakowe stroje.

Ostatnia sprawa. Alkohol. „Dobry muzyk ponoć i na trzeźwo zagra.”

My jednak wyznajemy takie podejście, że w pracy się nie powinno pić.
Symbolicznie co najwyżej. Skuteczność i efektywność , zwłaszcza wokali,
przynajmniej w moim wypadku po spożyciu alkoholu drastycznie spada. A jak
wiadomo poczta pantoflowa to najlepsza możliwa reklama, więc trzeba trzymać
wysoki poziom. Co się wydaje śmieszne, wysoki poziom? na chałturze? a
jednak.

Podsumowując: zespół składający się z hydraulików i stolarzy pragnących
sobie pograć, wypić i przy okazji coś tam zarobić też będzie miał
branie. Tyle że będą im płacić 1500zł. Ale jeżeli chcesz robić to na
wysokim poziomie, mieć z tego satysfakcję i się nie wstydzić że grasz na
weselach, czeka Cię trochę pracy. Ale rezultaty są sympatyczne:)

Podziel się swoją opinią
kububasek
kububasek
Artykuły: 9

130 komentarzy

  1. Mimo wszystko porównywanie Bacha do disco polo to trochę przesada w każdym
    kontekście nawet zakładając, że większość utworów Jan Sebastian
    napisał na zamówienie. Dawniej muzyka trzymała poziom i przypuszczam, że
    taki Bach nawet choćby chciał to nie dałby rady wymyślić dzieł pokroju
    Antosia Szprychy 🙂

    A puenta całej tej dyskusji zawiera się w zajebistym zdaniu Tubasa:

    ” nie wstyd grać dobrze disco polo, wstyd grać źle cokolwiek” , strasznie
    żałuję że ja tego nie napisałem 🙂

  2. @Steve Rondel: (…)zakładając, że większość utworów Jan Sebastian napisał na zamówienie. Dawniej muzyka trzymała poziom

    To poszukaj jakie były opinie o np. „Dla Elizy” już w czasie jej powstania.
    Pomijam już fakt jaki status ten utwór.

    I tak, wiem, że to akurat nie Bach.

  3. Słuchajta Zakwasa. Od siebie dorzucę jeszcze, że Szopen też zebrał dobre
    zjeby od Mickiewicza za ,, chałtury” jakie odwalał na dworkach- zamiast
    muzyką porywać tłumy. Wiem, że niektórym może to się wydać porównaniem
    od czapy, ale inne były wówczas realia i inne pojęcie chałtury.

  4. Panowie. Disco polo to nie jest muzyka. Przynajmniej nie w większości
    wypadków gdzie podkładem są gotowe sample z keyboarda casio. Plus
    ewentualnie coś zagrane na keyboardzie…

    I skończmy takie porównania bo rozwadniacie dobry temat.

  5. @Yaneck

    Właśnie o to mi chodziło, że ówczesna „chałtura” przewyższała czasem
    poziomem artystycznym dzisiejszą sztukę przez duże S.

    @Zakwas pisząc że dawniej muzka trzymała pewien poziom miałem na myśli jej
    relację z teraźniejszością. Wiadomo że inne czasy były skoro przepiękne
    „Dla Elizy” Bethovena uznawane było za tandetę, za ówczesne disco polo
    właśnie, tylko że gdyby teraz np Rubik wymyślił coś takiego z miejsca
    okrzykniety by został geniuszem kompozycji – choć akurat Rubik za takiego
    się uważa nawet bez wymyślenia „Dla Elizy”…

    Reasumując istnieje chałtura i CHAŁTURA co czyni dwie zupełnie różne
    rzeczy.

  6. przecież Rubik jest chałturnikiem na najwyższym stanowisku i on dopiero jest
    mistrzem tandety. Nie wiem Steve w jakim Ty świecie żyjesz. Może w Grecji
    jest on uważany za mistrza kompozycji. Ja mogę symbolicznie ukazać dwa typy
    chałtury. Piotr Rubik kontra Adam Sztaba.

    A z porównywaniem Bacha do Disco Polo chodzi o co innego, jak w każdym
    porównaniu przecież, nie chodzi o dokładne zestawienie, tylko ukazanie
    pewnych podobieństw, tudzież różnic:)

    A jak sernik mówi, że disco polo to nie muzyka. Mój zespół i podejrzewam,
    że wiele innych „ogarniętych” kapel gramy taką muzykę na żywo w stu
    procentach, z akustycznymi garami. Sprawia frajdę nie samo granie tego
    ścierwa, a raczej dawanie radości gościom:) bo bawią się niewąsko. Ale
    największą frajdę sprawiają brawa po zagraniu jakiegoś ambitnego kawałka,
    powiedzmy U2 albo jakiegoś dobrego swinga czy samby…

  7. Wiesz co Kububasek, po ambitnych kawłkach rzadko kiedy są brawa na weselu…
    Robiliśmy kiedyś parę kawałków Niemena. Aranżacja niewąska z puzonem i
    trąbą, a sam Niemen nie jest łatwy do zaśpiewania. W skrócie…i co?
    Przyszła gawiedź i zapytali, czy coś normalnego to my gramy… bo toto to
    posłuchać może i owszem ale tańczyć? Niet. Ergo: na chałtury serwuje się
    to na co jest popyt.

  8. @kububasek

    Dokonałeś wręcz cudu interpretacyjnego. Moja wypowiedź o Rubiku raczej do
    przychylnych nie należała – wręcz ukryte było w niej przesłanie że to
    tandeciarz jakich mało. Ty zaś (zakładam, że nie złośliwie) nie robisz
    nic innego tylko starasz się wykazać iż moja opinia że Rubik jest
    chałturnikiem jest błędna albowiem Rubik… jest chałturnikiem. Może ja
    żyję na innym świecie (greckim) ale Ty to chyba z planety K-Pax.

    Wyłączam się z tej dyskusji i coraz bardziej rozumiem Futrzaka. Ileż można
    walić głową w ścianę.

  9. @Steve Rondel:
    @Zakwas pisząc że dawniej muzka trzymała pewien poziom miałem na myśli jej relację z teraźniejszością. Wiadomo że inne czasy były skoro przepiękne „Dla Elizy” Bethovena uznawane było za tandetę, za ówczesne disco polo właśnie, tylko że gdyby teraz np Rubik wymyślił coś takiego z miejsca okrzykniety by został geniuszem kompozycji – choć akurat Rubik za takiego się uważa nawet bez wymyślenia „Dla Elizy”…

    @kububasek: przecież Rubik jest chałturnikiem na najwyższym stanowisku i on dopiero jest mistrzem tandety.

    Gdzie napisałeś że jest chałturnikiem? ja się zazwyczaj nie czepiam, ale
    nie wytrzymuję. Steve próbuję Cię rozgryźć ale naprawdę ciężko mi to
    wychodzi. Biedny, niedoceniany, nieszaowany szykanowany użytkowniku:(

    EDIT: YANECK masz trochę racji, ale z Niemenem to przesadziliście w drugą
    stronę 😀 to już zbyt ambitnie jest. Ja miałem na myśli np Smooth Operator
    Sade, albo Volare. Albo One u2. To są fajne numery i ludzie raczej to
    doceniaja:)

  10. Niemen na weselu ? Ktoś w waszej kapeli ma niezłe poczucie humoru 😀
    Pamiętam jedną imprezę, lecie jakiegoś związku czy coś. W każdym razie
    wieś i do tego sami emeryci. My w zespole średnia ok 25 lat, gramy dosyć
    żywo i już zonk na starcie i problem co by im tu zagrać. Wybraliśmy seta
    miłość jak wino, piąty bieg i do tego coś na ludowo. Jak skończyliśmy
    grać to ktoś z gości/organizatorów podszedł do nas z tekstem: „Panowie,
    nie macie niczego prostszego ? Tu prości ludzie są i chcą się bawić”.
    Taaa…. problem taki, że my nie mamy w repertuarze już prostszych rzeczy 😀

  11. @kububasek: Mnie osobiście marzy się taki ekskluzywny zespół unplugged grający swinga, trzepiący dużą kasę i grający tylko dla wybranych.

    Byłem raz, w Lublinie, na weselu z takimi muzykami. No, nie było tylko w 100%
    wersji unplugged, ale było elektroniczne pianinko, mikroskopijny zestaw
    perkusyjny, gitara basowa, gitara el. i coś z dęciaków, ale nie pamiętam
    już co. Chłopaki grali jak szaleni wszystko, o co ludziska poprosili i
    jeszcze więcej. Od siebie dawali swingi, tanga i ogólnie niesamowity klimata
    ala lata 20-30. Jak ludzie chcieli coś ze współczesnej „sieki”, to też
    spokojnie dawali sobie radę. W takich momentach brzmienie wynagradzało
    kaszaniasty repertuar, o który zazwyczaj byli proszeni.

    Jednym słowem sądzę, że na takie kapele też jest zapotrzebowanie.

  12. O tym właśnie drogi Biboku mówię:) mam nadzieję, że rynek w Rzeszowie
    niedługo tak się rozwinie, że coś takiego będzie miało rację bytu i
    popyt większy niż 2 imprezy w salonie mercedesa w ciągu roku…

  13. @kububasek: Kolejna sprawa to sprzęt. Wielu osobom również wydaje się że na chałturę to nie trzeba niewiadomo czego, wystarczy byle shit żeby tylko zagrać i zgarnąć kasę

    Powiem tak wolałbym zagrać koncert 2h na kiepskim sprzęcie niż całą
    imprezę weselną się męczyć…

    Imprezy do kotleta są bardzo dobre na paluchy, ogólną orjętację muzyczną
    i dużo wnoszą umiejętności np w ustawianiu gratów, czy to na scenie czy
    nawet na konsoli… Z takich imprez jest dużo radości, chociaż by dlatego
    że ma się sprzęt o którym grając 15 lat na koncertach mógłbym tylko
    pomażyć. Narobić się trzeba to fakt, ale po kilku latach grania ma się
    już pewien poziom w środowisku i można sobie 1 sobotę w miesiącu
    odpuścić – chociaż by dla zalania mordy ze znajomymi…

    Pozdrawiam

  14. kububasek: nie wydaje mi się, że „wspomnienie” czy „pod papugami” Niemena to
    przegięcie na weselu. Czasem ludzie muszą oddech od dicho złapać a my na
    czymś palce rozprostować. Chodziło mi o to że (IMO) pruliśmy z siebie
    flaki przy Cześku- trębacz obśliniony po pas bo będzie A trzykreślne
    brał, śpiewak- żyła na skroni jak rurociąg „Przyjaźń”, klawiszowiec gra
    już nosem i łokciami bo mu palców braknie- a tu nic… reakcja w stylu – no
    zagrali, my się pościskali, może tera jaką dichonkę? A pierdolniesz byle
    jaką szloną czy inną gwiazdę i wesele w sąsiedniej wsi słychać. No
    fajnie, że się bawią, ale szkoda że nie przy tym samym co my.

  15. KUBUBASEK napisał wcześniej:„Ale największą frajdę sprawiają
    brawa po zagraniu jakiegoś ambitnego kawałka, powiedzmy U2 albo jakiegoś
    dobrego swinga czy samby…”
    .

    Zdarzyło się, że w trakcie grania przez naszego ówczesnego trębacza jego
    własnej instrumentalnej wersji WITHOUT YOU w czasach kiedy o Mariah Carey
    jeszcze nikt nie słyszał, w połowie utworu cale wesele (na wsi!!!)przestało
    tańczyć (około 100 osób „na dechach”, reszta przy stołach), w absolutnej
    ciszy wysłuchało utworu do końca, po czym wykonało tzw. „standing
    ovation”(sic!). Trębacz z zawodu był waltornistą w filharmonii. Aby grać na
    waltorni „pierwszy pulpit” trzeba mieć tzw. „dobrze nabite wary”, ponieważ
    ustnik waltorni jest wąski i głęboki. Zagranie w trzech oktawach utworu na
    trąbce było dla niego równie proste jak wypicie „pięćdziesiątki”, ale
    rolnicy nigdy wcześniej nie słyszeli Maynarda Fergussona i okazało się, że
    potrafili docenić MUZYKA.

    A propos grania własnych wersji przebojów oraz swingowania. 90% repertuaru to
    były własne wersje. Niektóre mocno przypominały oryginalne, większość
    nie… To była konieczność; składy instrumentalne były płynne, to samo
    składy osobowe. Granie „zastępstw” było normą i dostawało się tylko
    informację typu np.: „nie zmogła go kula, D-dur, polka, dixie, później
    swing i nazad polka. Jedziemy!” Tonacja zależała od możliwości wokalisty
    czy wokalistki (weryfikacja „refrenistka kat.II w lokalach gastronomicznych”).
    Jeśli śpiewali coś nietypowego to wozili ze sobą tzw. „prymki” czyli nutowy
    zapis melodii z nadpisaną podstawową harmonią. Z tego każdy tworzył swoje
    avista. Było fajnie jak przyjechał Bułgar z repertuarem Toma Jonesa i
    regionalna Estrada woziła go po elegantszych lokalach na recitale wręczając
    stos prymek muzykom na 15 minut przed jego występem. Nie było litości, ani
    sr…. po krzakach, bo za to się brało pieniądze!… Co więcej, nawet w
    teatrze spektakl muzyczny oparty był w 60% na prymkach i trzeba było być
    czujnym, bo aktor to nie śpiewak, niestety…

    Ciekawostka wspomnieniowa:

    Głęboka komuna, zima stulecia, 13 stopień zasilania, Sylwester w Polanicy
    Zdroju. Dom Wczasowy NASZ DOM Zjednoczenia Przemysłu Tkanin Dekoracyjnych.
    Bawi się świat pracy od dyrektorów przedsiębiorstw (Jedwabie Milanówek,
    Dywany Kowary, Wełna Bielsko-Biała itd.)do wiceministrów. Większość z
    drugimi, a niektórzy nawet trzecimi żonami. Godzina 23.00, rozdzielnia w
    czeskiej Pradze wyłącza prąd w północnych Czechach i
    południowo-zachodniej Polsce. Ciemno wszędzie jak u Murzyna. Koniec balów we
    wszystkich knajpach i wczasowiskach. Grałem wówczas w zespole dixielandowym i
    to była nasza „chałtura” w niepełnym, rozrywkowym składzie. Mieliśmy dać
    następnego dnia po Sylwestrze krótki występ „do kotleta” więc mieliśmy
    nasze instrumenty. Do czwartej rano graliśmy „unplagged” w składzie: trąbka,
    akordeon (piana nie było – „organ” wysiadł), bębny i tuba. Wyłącznie
    standardy dixie, nowoorleańskie i swing z lat 40-tych. Wokal w wykonaniu
    wiceministrów, teksty znali na pamięć bo to była zakazana muzyka z ich
    studenckich lat. Cała sala śpiewała „inglisz”, laski tańczyły na stołach.
    Przy drzwiach na parterze dziki tłum spragnionych tańca próbował się
    wedrzeć na jedyny bal z muzyką w całej Polanicy. Kierowcy dostojników
    własnymi piersiami zastawiali drogę. Istna banda „Rejtanów inaczej”! Po
    czwartej włączyli prąd a my na drugi dzień wracaliśmy do domów
    obładowani kuponami jedwabiu, dywanami, zwojami krajki i koronkami oraz innym
    reglamentowanym dobrem. Ciężki był los „chałturnika” w „komunie”…!

    No, koniec tego felietonu. Jeśli pozwolicie to kiedyś pozwolę sobie coś
    jeszcze skrobnąć.

  16. Tubas, dawno tego nie napisałem o czymkolwiek – świetnie się czyta to co
    piszesz.

  17. wszystko fajnie kububasek, ale istota tematu – o graniu na weselach słów
    kilka.

    TAKA muzyka na weselu się nie sprawdzi. Tak jak się nie sprawdzą flojdzi,
    queen i wszystko wszystko. To my byśmy się przy tym bawili – muzycy.

    Oczywiście, wyjątki takie, jak napisał tubas, się zdarzają, ale to jest
    1/100.

    Muzyka jak owy rewersband się sprawdzi na jakieś spotkanie biznesowe, gdzie
    sobie siedzą ludzie z pracy, piją i tak dalej.

    Nie wiem, może macie inne rodziny, ale jakby u mnie na weselu coś takiego
    poszło, to by to było chyba najgorsze wesele w tym wieku jakie zostało
    wydane w rodzinie mojej i mojej dziewczyny. 😛

    jasne – jeśli przejdziemy do tematu chałtur, czyli grania do kotleta, bądź
    na tych spotkaniach biznesowych, czy w jakiejś knajpie całą noc. To ma sens.
    Ale za przeproszeniem, jakby taki rewersband przyszedł i chciał u mnie grać,
    to bym ich wyśmiał. (mówię o numerach które lecą na głównej).

    a, odnośnie basu? jakiś slap, trzaski, dla mnie to dalekie od basowania
    😉

    dopóki nie robisz wesela u kulczyków, czy innych carringtonów, forresterów,
    to dla mnie to jest pomyłka.

  18. Nie wiem jak inni, ale ja z chęcią przeczytam. 🙂

    Zapraszam do prowadzenia blogu tubas!

  19. Tubas, mógłbym cię czytac godzinami. Bruderszaft z Belzebubem Rybińskiego
    się chowa, Fachowcy Kofty i Friedmana nie, ale prawie. Więcej!

    @tubas: Dom Wczasowy NASZ DOM Zjednoczenia Przemysłu Tkanin Dekoracyjnych

  20. tubas, genialna historia, zwłaszcza ta ostatnia…

    Masz więcej takich? 🙂

  21. AGA pyta czy mam więcej takich historii. Mam! Ale najpierw przeprosiny dla
    KUBUBASKA za podłączenie się do jego bloga. Jestem za mało obowiązkowy i
    za szybko się nudzę, żeby zaczynać coś swojego, więc nie przejmuj się
    KUBUBASEK – pewnie i tak zaraz się zniechęcę…!

    Wesela – temat rzeka…

    Sobotnie przedpołudnie, leniuchuję w domu przy kawce i dobrej książce,
    przede mną wolny wieczór bo w teatrze nie ma spektaklu muzycznego, festyny z
    dixielandem zaczynają się dopiero od następnego tygodnia i żadna
    „chałtura” też nie zagraża. Żona planuje wizytę u naszych przyjaciół.
    Dzwonek do drzwi! Otwieram, a tu jakiś nieznany mi młodzian o dość
    niechlujnym wyglądzie ładuje się do mieszkania z radosnym okrzykiem: „Jak
    dobrze, że Pana zastałem!” Zaczyna błagać, żeby zagrać zastępstwo na
    weselu w pobliskim wczasowisku. On jest perkusista (nie znam człowieka!).
    Obiecuje, że grają sami zawodowcy i tylko basista nawalił, a to jego kuzynka
    bierze ślub i muszę, no koniecznie muszę, bo on nie wie co zrobi. Żona
    mówi „no to jedź, trudno…” Myślę:”pecunia non olet…” i zgadzam się.
    16.00 zajeżdżam na miejsce z gratami. Patrzę, stoi rozlatujący się zestaw
    bębnów „Szpaderski” (emeryci wiedzą co to było)i NIC WIĘCEJ!!! Młodziaka
    nie widać, innych muzyków też. Podłączam co trzeba, czekam. Zjawia się
    jakiś łysy staruszek ze skrzypcami pod pachą, grzecznie mówi „Witam
    kolegę”, stroi skrzypce, nalewa sobie kielicha, goli go bez popitki i siada
    przy stoliku. Pyta:”Pan kolega też na zastępstwo?”(!) i ponownie nalewa.
    Wyraźnie ma Parkinsona bo połowa ląduje na obrusie, ale Alzheimera nie ma bo
    o wypiciu nie zapomina. Wyciąga zza pazuchy plik fotografii i co się okazuje.
    Dziadek twierdzi, że grał przed wojną na „Batorym”. Możliwe… Z wyglądu
    to mógł grać nawet na długich łodziach Wikingów. Czekamy na resztę
    zawodowców. Przed 17.00 wpada młodzian i mówi:”Panowie, jesteście tylko Wy,
    bo nikogo więcej nie znalazłem. Jak uciekniecie to rodzina mnie zabije.
    Obiecałem im zespół na wesele i zapomniałem załatwić na czas. Płacę po 1000zł z góry i „boki” po graniu. Ja gram za darmo i obiecuję, że nie
    będzie rozróby.” Nie uwierzycie, ale zagraliśmy! Mikrofon wpięty do mojej
    VERMONY BASS50 niósł tęskny zew „Dwadzieścia lat, a może mniej…” w
    wykonaniu seniora. Na basie żadnych kombinacji, podstawowa harmonia,
    rozłożone akordy, prosty rytm, melodyjki do sekundujących skrzypiec (to był
    prawdziwy, przedwojenny zawodowiec!). Przed północą, po wieczorku
    zapoznawczym w sąsiednim DW „Stokrotka” dołączył znajomy akordeonista.
    Graliśmy, i to było dobre…, a oni tańczyli, i to też było dobre…, a
    rano nam jeszcze dopłacili, i to było najlepsze…!

    Inne wspominki na życzenie.

  22. @tubas: Patrzę, stoi rozlatujący się zestaw bębnów „Szpaderski” (emeryci wiedzą co to było)

    Heh, nie tylko emeryci. Ale niestety dziadek Zygmunt już nie żyje, a z tego
    co ostatnio się dowiedziałem jego syn także i cały interes związany z
    bębnami to już historia. 🙁

    Całe szczęście zdążyłem poznać chociaż przelotnie tego niezwykle
    ciekawego człowieka.

  23. ej, ej. My mamy szpaderskiego w próbowni. Full vintage brzmienie! 🙂 w
    ładnym, zielonym kolorku. 🙂

  24. tubas, załóż swoje bloga, jak zakwas wyżej sugerował. Jeśli masz chwilę
    na pisanie i lubisz, to pisz wszystkie wspominki. Dawno mi się tak czegoś
    tutaj fajnie nie czytało. 🙂

    O szpaderskim to ja pierwsze słyszę.:)

  25. Szpaderski, to było już coś. Lepsze niż Polmuz 😀 Pamiętamy, pamiętamy 😀

  26. TUBASIE drogi ależ ja się nie gniewam:) rzucasz inne światło na zawód, na
    który ja patrzę oczami młodego muzyka. Bardzo to dla nas, a przynajmniej na
    pewno dla mnie cenne. Takie grania na skoka właśnie też czasami dają dużo
    radości.

    Ostatnio nasz saksofonista miał zjazd w Katowicach i nie mógł grać na
    komersie Politechniki, który „obsługiwaliśmy” więc załatwił nam
    zastępstwo. Chłopak przyjechał PKSem i odebraliśmy go z z dworca w
    Rzeszowie. W samochodzie się przedstawił i… tyle. Całą drogę na salę
    nic się nie odzywał, przy rozkładaniu sprzętu również, wyglądał jak
    prawdziwy kleryk, ubrany na czarno, okularki, blady, z rzadkimi włosami
    rozczesanymi symetrycznie na boki i nieco wystraszonym wyrazie twarzy. Nieco
    się obawialiśmy że nie będzie umiał grać bo mówić to też niespecjalnie
    potrafił. Wreszcie przyszedł oczekiwany moment próby dźwięku. Jak gość
    dmuchnął w tego alta, to mało nie spadłem ze sceny. Prawdziwe męskie
    zadęcie, w każdym jednym kawałku, nawet w takich jak Ayo Technology
    potrafił wcisnąć parę dźwięków i to takich że głowa mała po prostu.
    Wódkę pił. Się okazało że skończył rozrywke w Katowicach. Amen

    Ze szpaderskim sam się spotkałem dawniej jeszcze, w podstawówce chyba, za to
    Amati to już była ekstraklasa!!

  27. @kububasek: za to Amati to już była ekstraklasa!!

    zwłaszcza to które jest w drugim lo w Rzeszowie? 😀

  28. Ależ się dyskusja rozwinęła na temat chałturzenia! Co ja mogę
    powiedzieć, praca jak każda inna. A żeby płacili dobrze, to trzeba się
    bardzo napracować. Gram na weselach nie długo, zacząłem grac, bo… trzeba
    było zacząć płacić raty za mieszkanie…. Z tego krótkiego doświadczenia
    mogę jedynie powiedzieć, że gdybym nie grał w innej kapeli, grającej
    radykalnie inną muzę, autorską i w której mogę się wyżyć, to bym
    zdecydowanie zwariował albo prztynajmniej zdziadział. Ale z pozytywów, to
    nauczyłem się naprawdę mnóstwo grając te wszystkie utwory i zupełnie nie
    żałuję, że to teraz robię. A udało nam się nawet nagrać demówkę,
    której się nie wstydzę!:
    http://www.zespół-cadillac.pl/ Jak ktoś by się
    hajtał, to polecam 😉

  29. No Jarbasie Ty to masz rzeczywiście się gdzie wyżyć:) betatest to świetna
    muza a zresztą masz niesamowity wokal. Bardzo się męczysz na chałturach?
    Raczej niewielu ludzi gra tylko na chałturze, a jak już się tacy zdarzają
    to są to raczej hydraulicy którzy wyżywają się w rurkach i kluczach.

    @macius jak ja grywałem w II LO to mieliśmy swoje instrumenty:) a Siciu na
    Amati nie grywał 😉

    a Amati to Czechosłowacja:)

  30. Przyznam, męczę się czasem, głównie grając polskie przeboje z poprzednich
    dwóch dekad, ale czasem jest bardzo miło, np grając „This Love” Maroon 5,
    itp. Więc nie jest źle. Poza tym, jak mówiłem, chatę trzeba spłacać….

  31. ja miałem na myśli czy się męczysz wokalnie:) bo ja też b. dużo śpiewam
    i mam po prostu dość po nocy

  32. I to jest właśnie główna rzecz, którą się uczę grając chałtury –
    śpiewanie bez męczenia się! Wcześniej miałem poważne problemy z tym,
    teraz jest dużo lepiej.

    Zakwas – Presley Wannabe Version mi się podoba

  33. Puciak czy ty masz poczucie jakiejkolwiek harmonii? Bo nie wydaje mnie się. Po
    prostu nie twoja muza i tyle, bo denne to na pewno nie jest. Na tej samej
    zasadzie mogę powiedzieć, że np. Sex Pistols są denni bo nie podoba mi
    się. I moja racja jest najmojsza.

  34. Kłaniam się pięknie i żeby nie zawracać głowy swoim marudzeniem na blogu
    KUBUBASKA zapraszam do siebie, czyli na blog: „tubas” – takie sobie
    ględzenie…
    .

    Stworzyliście bracia (i siostry) potwora…!

    Neskim!

  35. Tubas – lepiej daj w każdym odrębnym artykule każdą opowieść:) Świetnie
    piszesz!

  36. @Yaneck: Puciak czy ty masz poczucie jakiejkolwiek harmonii? Bo nie wydaje mnie się. Po prostu nie twoja muza i tyle, bo denne to na pewno nie jest. Na tej samej zasadzie mogę powiedzieć, że np. Sex Pistols są denni bo nie podoba mi się. I moja racja jest najmojsza.

    Nie widzę w tym nic oryginalnego. Piosenka traci zupełnie charakter, w takim
    stylu powstało sporo innych piosenek i nie widzę sensu robienia takiej
    zżyny, ba jeszcze lansowania się tym. To jest podobne do britney spears metal
    cover i tym podobnych na youtube.

    PS: Nie mam poczucia harmonii 😀

  37. Odświeżając temat, chciałbym zadać pytanie odnośnie nagłośnienia. Czy
    wzmacniacz basowy o mocy 150 wat wystarczy aby nagłośnić bas na typowym
    weselu, zakładając, że nie ma się dodatkowego nagłośnienia?

  38. witaj! powiem Ci tak, nie moc wzmacniacza gra, ja gram na piecu 100W i co
    prawda nagłaśniam go na przodach a piec traktuję jako odsłuch jedynie, ale
    myślę że dałby radę. Jednak nie brzmi to za dobrze z tego względu, że
    masz jedno źródło dźwięku, co przy trudnych akustycznie salach(a takich
    jest większość) znacznie utrudnia nagłośnienie całości i powoduje że
    dźwięk łatwiej się zlewa i nie jest słyszalny wszędzie tak samo.

    Ale jeżeli to jedyna opcja to powinien dać radę, zakładając że jako tako
    gra, co to za wzmacniacz?

  39. Wzmacniacz to Fender Rumble 150. Ale wiesz, to pytanie było czysto
    teoretyczne, bo nigdy nie grałem na weselach i jeszcze nie wiem jak wygląda
    sprawa nagośnienia. W przyszłości, jeśli się uda, mam zamiar wstąpić do
    jakiegoś zespołu. Narazie uczę się repertuaru w zaciszu domowym, bo jednak
    150 kawałków (minimum) to mało nie jest 😉

  40. repertuaru uczysz się już pod konkretny skład rozumiem? są jakieś tam
    szlagiery co dużo zespołów je gra ale repertuary zespołów się często
    bardzo różnią, także nie wiem czy taka pamięciówa ma sens. 🙂

  41. Fender Rumble to bardzo fajny piec i wysyła ładny, wierny i okrągły sygnał
    z linii, nie miałem z nim problemó na chałturze;)

    rób sobie śpiewnik, na pamięć jest bez sensu na początku, za dużo stresu

  42. @kububasek: rób sobie śpiewnik

    Chyba baśnik 😉 Ale tak na serio – faktycznie zapis prymek wskazany.

Możliwość komentowania została wyłączona.